Wielkie rozczarowanie
Witam, znalazłam te stronę zupełnie przypadkiem kilka dni temu. Przez te wszystkie dni zastanawiałam się, czy napisać. Dziś doszłam do wniosku, że muszę. Jest mi bardzo źle i smutno, nawet teraz łzy mi kapią na klawiaturę. Mam tyle do napisania i nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że jestem już kobietą dojrzałą, mam 53 lata. Od 18 lat jestem wdową, sama wychowałam dwie córki, tak jak umiałam najlepiej. Mają już swoje rodziny, mam też 7 letniego wnuka, którego kocham najbardziej na świecie. Pochodzę z rodziny, gdzie ojciec był alkoholikiem, a mama ciągle zabiegana. Wyszłam za mąż mając 19 lat. Była to prawdę mówiąc ucieczka. Ale, jak się okazało, „z deszczu pod rynnę” – mój mąż lubił popijać, z roku na rok coraz więcej, aż stał się alkoholikiem. Nie pozwalał sobie pomóc. Mając 37 lat zapił się na śmierć. Sześć miesięcy po jego śmierci otrzymałam nowe mieszkanie w blokach, więc postanowiłam zacząć wszystko od nowa. Dzieci miały wyprane, ugotowane, lekcje odrobione, dostawały ode mnie wszystko, miłości nigdy nie zabrakło. Chciałam im wynagrodzić brak ojca. Przez lat 10 nie byłam w żadnym związku, żyłam tylko dla nich i dla mojej rodziny, zawsze dostępna, zwłaszcza dla mamy, gdyż moja siostra jest również alkoholiczką, stoczyła się już prawie na samo dno…
Pięć lat temu poznałam mężczyznę młodszego ode mnie o 12 lat. Bardzo się we mnie zakochał, ale od początku naszej znajomości ustaliliśmy, że to jest tylko przyjaźń, że nigdy nie będziemy razem. On jest kawalerem. To był przyjaźń erotyczna. Każdego roku zabierał mnie na wczasy nad morze, bo wie, że je uwielbiam. Wyjeżdżaliśmy w góry na długi weekend majowy. Ciągle mi powtarzał, że nie wyobraża sobie, żebym kiedyś przestała się z nim spotykać, mówił, że będzie o to błagał na kolanach. Wydzwaniał codziennie. Wciągnął mnie w ten związek, choć aż 2 lata się opierałam. W końcu mu zaufałam. Uprzedzałam go, że już mu dzieci nie urodzę, a on potrzebuje kobiety, z którą będzie miał rodzinę. Twierdził, że jemu już nie zależy na dzieciach.
Trzy lata temu wyjechał do pracy w Anglii. Oboje strasznie przeżyliśmy ten wyjazd, przekładał go 3 razy. Gdy nie mógł się ze mną rozstać, prosił abym go powstrzymała przed tym wyjazdem, a gdy już się pożegnaliśmy nagle wrócił i powiedział, że jest gotów jeszcze wszystko odwołać, jeśli o to poproszę. Nie mogłam mu tego zrobić, pozwoliłam wyjechać.
Już po 3 tygodniach od jego wyjazdu zaczynało się coś psuć, mniej dzwonił, mniej pisał e-maili, nawet nie odpisywał na moje sms-y, (zaznaczam, że nie pisałam często). Gdy dzwonił ciągle tylko mówił o Pani Annie, kobiecie w moim wieku. Anna ciężko pracuje, z Anną wybiorę się do Londynu…
Po dwóch miesiącach zaprosił mnie do siebie na 2 tygodnie. Zaprosił mnie na wycieczki, nie skąpił niczego, ale tak sobie zorganizował pracę, że w ciągu tych dwóch tygodni miał tylko całe trzy dni wolne. Czwartego dnia nawiązał do naszej rozmowy telefonicznej o pani Annie, o której powiedziałam, ze sprawiła mi przykrość. I padło: to się rozstańmy. W pierwszej chwili pomyślałam, że się przesłyszałam. Już nie było między nami żadnej bliskości. Bardzo chciałam wracać do domu, ale wytrwałam do końca, dziś bardzo tego żałuję. Wrócił na stałe po czterech miesiącach, jak twierdził, z tęsknoty. Przez pierwsze dwa miesiące było cudownie, tak jak dawniej, ale później znów zaczął się wymykać, nie chciał być ze mną w święta, jak twierdził, z powodu opieki nad matką. Wiem, że kłamał. Odkryłam go na serwisie randkowym. Przez jakiś czas nawet się podszywałam pod inną osobę (wiem, że to głupie, nigdy więcej tego nie robiłam). Pisał fantastyczne listy, jaka to ze mnie musi być cudowna kobieta itd. Nie wiedział oczywiście, że to ja. Ale po pewnym czasie przypadkowo zdradziłam się nieco jakimiś szczegółami i stał się trochę ostrożniejszy. Gdy spotkał się ze mną, testował mnie różnymi pytaniami nawiązującymi do internetowej korespondencji, ale byłam na to przygotowana i uniknęłam wpadki. Po powrocie do swojego domu (mieszka 150 km ode mnie) zaraz napisał list do tej drugiej, z zapytaniem co z naszym spotkaniem, kinem, kawiarnią itp.
Zakończyłam tę korespondencję, bo już nie chciałam się dalej w to bawić. Jeszcze tłumaczyłam sobie, że skoro kiedyś umówiliśmy się tylko na przyjaźń, to przecież ma prawo zakochać się w innej kobiecie. Ale nie ukrywam, że w środku bolało. Jednak to, co się dzieje od roku, zaczyna mnie przerażać. Zaczął mnie poniżać, lekceważyć, stał się zupełnie innym człowiekiem. W niektórych momentach nie traktuje mnie nawet jak kobietę, której należy się szacunek. Kiedy rozmawiałam z nim o tym, przyznał rację, ale tylko raz przeprosił. Miesiąc temu, przez przypadek, zobaczyłam w jego komputerze zdjęcia różnych kobiet w różnych niedwuznacznych pozach. Zatkało mnie z wrażenia. On nic nie powiedział, ale przez chwilę znów stał się plastrem miodu. Ja również nie chciałam roztrząsać tej sprawy, zresztą nadal tłumacząc sobie, że to tylko przyjaźń i ma prawo do innych kontaktów.
Jednak nie wytrzymałam z tym długo i w następny weekend, gdy przyjechał (bo tylko w weekendy się spotykaliśmy) poruszyłam ten temat. Odpowiedział, że to są zdjęcia z Internetu. Nie wierzę. Spytałam wprost czy ma kogoś, powiedział, że teraz nie, ale był ktoś, na kim mu zależało i nic z tego nie wyszło. Zapytałam również czy jest na portalach randkowych, potwierdził. Zgoda, tłumaczyłam sobie, ma prawo. Powiedział zresztą, że nie chciałby, aby nasza znajomość się zakończyła. Żal stracić tyle lat. Dzwoni coraz rzadziej, a gdy ja zadzwonię to bywa nieprzyjemny i zaraz chce kończyć rozmowę. Nie dzwonię do niego od 2 tygodni, On zadzwonił tylko 2 razy. Jutro powinniśmy się spotkać, jest godz. 17, 30 jeszcze nie dzwonił, myślę, że już nie zadzwoni…
Cóż, niech sobie układa życie na nowo, sama go kiedyś do tego namawiałam, ale bardzo mnie boli to, że tak mnie potraktował. Dlaczego nie porozmawia ze mną szczerze, nie wyjaśni. Myślę, że sama jestem temu winna. Kiedy przyjeżdżał, miał wszystko, jak u mamusi. W niczym mi nie pomagał, wysypiał się, jadł cos dobrego i wieczorem w niedzielę wyjeżdżał. Ostatnio przyjeżdżał tak, jak jemu było to wygodnie – o 18-tej, 19-tej nawet po 21-ej, a jeszcze zdarzało się, że dzwonił i mówił, że będzie godzinę, półtorej później. Tyle razy sobie obiecywałam, że jak się to jeszcze raz powtórzy to każę mu zawrócić, jednak gdy się pojawiał w drzwiach, nigdy tego nie powiedziałam. Po prostu byłam na jego rozkaz. Wcześniej, na początku znajomości umiałam odmawiać, powiedzieć co naprawdę myślę. A od dwóch lat po prostu się godzę na wszystko. Jest mi wstyd samej przed sobą, że pozwoliłam z siebie zrobić, takie nic. Ale ja robiłam to w imię przyjaźni, bo uważam, że gdy się komuś obiecało przyjaźń to ją trzeba pielęgnować. Ale On to rozumie inaczej, widać po jego zachowaniu, że mu przeszkadzam, chciałby żebym to ja zakończyła tę naszą „przyjaźń”, ale czy tak bez żadnego słowa, „przepraszam” z jego strony? Myślę, że się tego nie doczekam, bo on pewnie uważa, że wszystko jest w porządku. Chociaż gdy nie odbiorę telefonu to dzwoni tak długo, aż się odezwę, wypytuje gdzie jestem co robię, itp. Jest mi źle z tym, i nie mogę w to uwierzyć, że taki ma być koniec. Gdzie są te jego dawne słowa, zachowanie wobec mnie? Dlaczego tak się stało, kim on się stał? Miał bardzo dobrze ze mną, o nic się nie musiał martwic, i zawsze, gdy mnie prosił o przysługę oczywiście wszystko załatwiałam. Kiedy ostatnio napisałam sms-a, że udało mi się coś dla niego załatwić, nawet nie odpisał. Kiedy przyjechał po tygodniu i mu o tym wspomniałam, odpowiedział: – To normalne, że mnie poinformowałaś.
Jest mi ciężko i smutno. Czuję wielkie rozczarowanie po tej znajomości. Nie wiem czy powinnam faktycznie skończyć ją tak bez słowa, bo przecież nie można jej już nazywać przyjaźnią. Czy napisać do niego e-maila? Nie odbierać telefonów od niego? Nie wiem co mam robić.
Chciałam dziś wyrzucić jego szczoteczkę do zębów, ale nie wiem dlaczego tego nie zrobiłam. Pochowałam wszystkie maskotki i prezenty, zdjęcie w ramce. Gdy jesteśmy razem, to ja nie czuję się już sobą, przyznałam się mu ostatnio, że jestem przy nim zablokowana, i myślę, że to był mój błąd, dałam mu tylko satysfakcję, poczucie władzy nade mną. Ja jestem osobą uczciwą, on wie, że odkąd jesteśmy razem to ja z żadnym innym mężczyzną się nie spotykałam. W głębi serca wiem, że to juz koniec, ale uważam, że należy mi się po tylu latach
jakieś wyjaśnienie. Ciągle spoglądam na telefon czy zadzwoni, ale on milczy. Podczas ostatniej rozmowy powiedział mi, że jestem mu bardzo bliska. Dlaczego tak mówi, a inaczej ze mną postępuje?
Pozdrawiam,
Maria
Pani Mario,
Cieszę się, że zechciała Pani podzielić się swoją historią. To naturalne, że odczuwa Pani teraz wiele nieprzyjemnych emocji. Pisze Pani o smutku, rozczarowaniu… Wyobrażam sobie jak trudne chwile Pani przeżywa, ale bardzo pomocne w obecnej sytuacji jest to, że szuka Pani wsparcia, zastanawia się Pani nad motywami postępowania mężczyzny i wyjaśnieniem tego, co się wydarzyło. Z czasem emocje będą mniej intensywne, a Pani będzie miała okazję, żeby przyjrzeć się wszystkiemu z większym dystansem.
Pani Mario, związek, o którym Pani pisze okazał się trudnym doświadczeniem, gdyż nie posiadał jasnych granic. Nazwała go Pani przyjaźnią erotyczną, jednak po upływie kilku lat relacja przerodziła się w bardziej uczuciową, pojawiły się mniej czy bardziej sprecyzowane oczekiwania. Tak często się dzieje w tego typu związkach. Bywa, że jeden z partnerów zaczyna się bardziej angażować. Być może dlatego tak bardzo bolało, gdy zaczęła Pani odkrywać, że partner poszukuje kontaktu z innymi kobietami. Kilkakrotnie tłumaczyła Pani zachowania partnera słowami to tylko przyjaźń, jednak warto się zastanowić nad tym, co pani czuła wypowiadając te słowa.
Niepokojące jest to, że partner poniża Panią. Proszę pamiętać, że każdy człowiek bezwzględnie zasługuje na szacunek. Ponadto niekonsekwencja w zachowaniu partnera, w tym jak Panią traktuje może powodować u Pani sprzeczne myśli i emocje. Domyślam się, że może być to uciążliwe.
Napisała Pani, że na początku trudno było Pani się zaangażować i to ta druga strona wciągnęła Panią w związek. Nasze wcześniejsze doświadczenia bardzo często determinują to, jak funkcjonujemy w danym momencie. Wyobrażam sobie, że trudno było zaufać mężczyźnie, kiedy ojciec i mąż byli uzależnieni od alkoholu. Przez długi czas swoją miłość i troskę przelewała Pani na innych członków rodziny, być może zapominając o sobie. Podobny mechanizm działania widzę wobec partnera. Wspomina Pani, że kiedy przyjeżdżał, miał wszystko, jak u mamusi. Godziła się Pani na wiele rzeczy, czasem wbrew sobie. Są to charakterystyczne zachowania dla osób, które były w relacjach z osobami uzależnionymi. Często pojawia się u takich osób nadmierne poczucie winy i odpowiedzialności, nadmierna krytyka, lęk przed utratą kontroli. Być może dostrzega Pani niektóre z tych czynników u siebie.
Zastanawia się Pani nad tym, co dalej robić. Myślę, że na pewno warto szczerze porozmawiać. Podczas rozmowy dobrze jest się skupić na własnych odczuciach i potrzebach, a co najważniejsze wyrażać jasno swoje stanowisko. Jest to na tyle istotne, gdyż często takie rozmowy przeradzają się w wymianę pretensji i własnych urazów lub obwiniania siebie nawzajem. Tylko rozmawiając znajdzie Pani odpowiedź na pytania, które Pani poruszyła w swoim liście.
Pani Mario, proszę pamiętać, że nie jest Pani sama ze swoim problemem. Dookoła znajduje się wiele życzliwych osób gotowych pomóc, porozmawiać. Warto również zastanowić się nad tym, czego Pani doświadczyła w trakcie terapii. Jest to dobry sposób na przepracowanie poprzednich doświadczeń. Może Pani sama wybrać taką formę pomocy, która Panią interesuje: https://kochamzabardzo.pl/grupy .
Życzę Pani owocnej pracy, wiele optymizmu i nadziei!
Pozdrawiam serdecznie,
Aneta Maj, konsultantka