Matki i córki
Matki i córki przeglądają się w swoich twarzach, niczym w lustrach. Jak pisze Hope Edelman: „Nasze matki łączą nas bezpośrednio z własną historią i płcią.” Dzięki ich obecności lub absencji, przykładzie jaki dają, lub braku niego, dzięki pozytywnym wpływom lub negatywnym, dzięki temu co nam dały i czego nie mogły dać, tworzyłyśmy same siebie. Dla każdej kobiety twarz matki była pierwszym lustrem, w którym się przeglądała.
Relacja matki i córki ma w sobie coś szczególnego. Często wypełnia ją wulkan skrajnych emocji. Od samego początku matkę i córkę łączy silna więź, łączy je też tożsamość płci. Dziewczynka kształtuje się i dorasta, patrząc na swoją matkę. Naturalnie, ojciec też jest ważny w wychowaniu i rozwoju małej kobiety, ale to matka buduje jej emocjonalny świat w pierwszych latach życia. Sztandarowe już badania Mary Ainsworth – znanej psycholog zajmującej się rozwojem człowieka pokazują, że emocje matki, jej zachowanie wobec dziecka oraz styl wychowania mają wpływ na relacje z dzieckiem. Ainsworth sprawdzała, jaka jest intensywność reakcji dziecka, gdy matka znika, lub gdy jest stale przy nim obecna. To pozwoliło wyróżnić jej trzy style przywiązania: bezpieczne, lękowo-unikające i lękowo-ambiwalentne.
Style macierzyństwa
Wykazano, że 20 procent dzieci reprezentuje ostatni styl. Dzieciom tym brakuje pewności, czy otrzymają pomoc i wsparcie, dlatego nieustannie muszą upewniać się, czy mama jest w zasięgu ich wzroku. Anisworth zaobserwowała również, że gdy mama oddala się, dzieci nagle stają się niespokojne i manifestują swój sprzeciw. Natomiast, gdy wraca, wyrażają radość pomieszaną ze złością i oporem. Jako dorośli mają tendencję do kochania za bardzo, nadmiernej zazdrości, poczucia bycia niekochanym i niedocenionym przez ważne osoby. Przypisują swoim rodzicom kontrolę i agresję.
Styl unikający charakterystyczny jest dla 20 procent osób. Takie dzieci czują się odrzucone przez matkę, która unika bliskości fizycznej. Jako dorośli obawiają się wchodzenia w bliskie, intymne relacje, są nieufni. Wolą zagłębić się na przykład w pracę lub angażować się tylko w przelotne znajomości. Najbardziej pożądany – bezpieczny styl przywiązania – reprezentuje ok. 70 procent osób. Ich doświadczenia w kontaktach z matką opierają się na poczuciu bezpieczeństwa, przekonaniu, że otrzymają właściwą opiekę i wsparcie ze strony matki. Dzięki temu wierzą w siebie, mają wysokie poczucie własnej wartości, angażują się w relacje i potrafią w nich wyznaczyć własne granice. Okazuje się, że styl przywiązania do matki ujawniony około 12 miesiąca życia, przekłada się również u siedemdziesięciu procent dorosłych osób na styl przywiązania wobec partnera.
Najlepsze, co matka może zrobić dla swojej córki, to przekazać jej jak najwięcej miłości, akceptacji i bezpieczeństwa. Dzięki niej córka kształtuje i rozwija swoją kobiecą naturę, seksualność i tożsamość. Co najważniejsze, matka w tym wszystkim powinna dać córce autonomię. Ich symbioza w naturalny sposób rozwija się od poczęcia i trwa z reguły do pierwszego roku życia. To prawidłowy przebieg ich więzi. Po tym czasie matki powinna następować stopniowa separacja i zdrowy dystans, tak, by córka mogła budować własną tożsamość niezależną od tożsamości matki. Część matek narażonych jest na pokusę, by przedłużyć ten stan.
I nic nas nie rozdzieli
Symbiotyczna relacja matki z córką ma podobny charakter do więzi damsko-męskich. Z jakiegoś powodu w ich relacji zabrakło mężczyzny. Często bywa, że zostaje on celowo odsunięty lub sam dystansuje się. Jego brak jest nieodczuwalny przez obie panie i nawet nie wydaje się czymś niezwykłym. Taki układ jest hermetycznie zamknięty i niedostępny dla innych. Jego podstawową cechą jest zazdrość. Matka może być zazdrosna o czas, który córka spędza ze znajomymi (matka często bywa na takich spotkaniach), a przede wszystkim o mężczyzn.
Gdy córka zaczyna się z kimś spotykać, dostaje w sposób zawoalowany informację, że to wyraz zdrady i niewdzięczności. Ze względu na hermetyczność relacji i brak dostępu innych do niej, wszystkie emocje krążą w zamkniętym obiegu. Między matką a córką toczy się gra: raz się nienawidzą, a raz kochają. Podstawowymi narzędziami w tej grze jest poczucie winy i odpowiedzialności („Nie kłopocz się, zrobię to sama, choć jest to trudne…”). Symbioza może przejawiać się także w zależności finansowej matki od córki lub odwrotnie. Jest ona niezwykle niebezpieczna dla rozwoju i nawet gdy córka zwiąże się z mężczyzną, to jeśli nie uporządkuje relacji z matką, grozi jej rozpad związku.
Radek pisze: „ Moja dziewczyna ma 24 lata, jest na ostatnim roku studiów, pracuje. Mieszka z matką, ojciec już dawno się od nich wyprowadził. I teraz co mi przeszkadza – jej matka za bardzo wkracza w nasze życie prywatne. O wszystkim musi być informowana na bieżąco, nic nie ujdzie jej uwadze. Ciągle kontroluje moją dziewczynę i udziela jej „cennych rad”. Gdy jesteśmy gdzieś razem, czy to na mieście, czy u mnie, to potrafi zadzwonić 2 razy w ciągu godziny i dopytywać czy oby córce nic złego się nie dzieje […]. Poza tym matka ustala mojej dziewczynie plan dnia. Np. gdy matka zaplanuje sobie, że tego i tego dnia idą razem na zakupy, to już oczywiście moje plany w stosunku do dziewczyny tracą ważność. Po prostu matka nakaże, to córka musi spełnić. Od pewnego czasu próbuję z dziewczyną rozmawiać na ten temat, mówię jej, że przeszkadza mi to. Ale ona po pierwsze – uważa, że matce się nie postawi, bo nie chce się z nią dodatkowo kłócić. Po drugie – chyba jej to aż tak bardzo nawet nie przeszkadza. W każdym razie moja dziewczyna uważa, że to ja robię problem….”
Jaka babka, taka matka, taka córka
Czy tego chcemy, czy nie, nasi przodkowie w nas żyją. Jeśli prababka czuła się dobrze ze swoją kobiecością, nie była nadmiernie związana z matką, żyła w satysfakcjonującym związku, otoczenie jawiło jej się jako bezpieczne i dobre, to przekazała to babce, babka matce, a matka córce…. Dlatego warto poznać historię kobiet we własnej rodzinie po to, by zobaczyć funkcjonujące schematy oraz przekazy.
Dziedzictwo przekazywane przez nasze matki może wpływać na córkę w wieloraki sposób. Matka może przekazywać córce, że kobiecość i seksualność są czymś negatywnym, co spowoduje, że dorastająca córka odrzuci te aspekty własnej tożsamości. Może ograniczać córkę swoją nadopiekuńczością, poświęcając się dla niej bezwzględnie i wyręczając we wszystkim. Córka otrzymuje wtedy informację, że jest nieporadna, słaba, potrzebuje ciągłej opieki w niebezpiecznym środowisku. Trudno jest jej później usamodzielnić się, budować własne granice i stać się dorosłą, niezależną osobą. Bywa, że matka poprzez córkę rekompensuje swoje niespełnione nadzieje i oczekiwania. Wtedy córka zaczyna żyć życiem własnej matki. Czasem role się odwracają. To córka staje się opiekunką, obrońcą własnej matki. Matka może stawiać się na pozycji osoby nieradzącej sobie, pokrzywdzonej, chorej. Córka nawet, gdy próbuje odejść z toksycznego układu i układać własne życie, zostaje bombardowana komunikatami ze strony matki wywołującymi poczucie winy typu: „Bez Ciebie sobie nie poradzę…”
Uwolnić się od matki
Marta pisze: „Chciałabym uwolnić się od swej matki, od domu, ale cóż… przecież nie mogę, bo nie jestem samodzielna finansowo. Jak jakaś ukleja muszę żyć w chorym domu, w chorej rodzinie, wiecznie kłócącej się i awanturującej…” Czy możliwe jest uwolnienie się od bagażu rodzinnego i zatrzymanie toczącej się kuli śniegowej niosącej ze sobą destrukcyjne schematy? Tak. Należy twarzą w twarz raz jeszcze zmierzyć się z wyrządzoną krzywdą i cierpieniem. Uwolnienie następuje stopniowo: płacz, świadomość tego, co się wydarzyło i wybaczenie są kolejnymi etapami na drodze ku uzdrowieniu. Czasem dzieje się to „samoistnie” pod wpływem doświadczeń i wydarzeń życiowych, czasem potrzebna jest pomoc. Wsparcia można szukać u przewodników duchowych albo w gabinetach psychoterapeutycznych. Ważne jest by zaakceptować ten bagaż, zobaczyć co jest w nim dobre i wartościowe, a co nie. Pomocne może być zrozumienie własnego przeżywania świata oraz perspektywy matki.
Świat oczami córki i matki
Mała dziewczynka widzi swoją mamę jako kogoś cudownego, pięknego, podziwia ją. Odzwierciedla się to w zabawach, w których podkrada ubrania mamy, dzięki temu uczy się swojej roli, płciowości. Jest to niezwykle ważny czas, dlatego istotne jest, by miała jak najwięcej pozytywnego kontaktu z mamą. Na stosunek matki do córki w tym okresie wpływa to, czy matka żyje w szczęśliwym związku, czy dziecko było chciane, jaki ma obraz siebie samej. Jeśli te czynniki będą układały się w niesprzyjający sposób, to dziewczynka nie zazna miłości, akceptacji. Dalszą konsekwencją będzie poczucie, że jest gorsza, brzydsza, że nie zasługuje na uczucie.
Jako nastolatka będzie niepewna siebie, przepełniona lękiem i z ciągłym pytaniem „czy ktoś mnie pokocha?” Przełom przychodzi wraz z okresem dojrzewania. Około szesnastego roku życia rozpoczyna się okres buntu: jedne kobiety go przechodzą łagodnie, wręcz niezauważalnie, inne burzliwie. To czas, gdy córka powinna przejąć odpowiedzialność za siebie, własne życie i zacząć odseparowywać się od matki. Matka już nie jest wtedy wystarczającym autorytetem, nie jest tą najcudowniejszą i najpiękniejszą. Okres buntu powinien przebiec nieco odmiennie w porównaniu do chłopców. Ze względu na tożsamość płci, córka powinna zauważać również pozytywne cechy u matki i choć w części identyfikować się z nią. Matka w tym czasie pozwala córce dokonywać własnych wyborów i życiowych decyzji co do wyboru studiów, pracy, partnera, stylu życia.
W tym okresie u matki może pojawić się zazdrość o młodość, piękno córki. Matka konfrontuje się wówczas z akceptacją przemijania. Obydwie kobiety uczą się spojrzenia na siebie z nowej perspektywy: dwóch dorosłych, niezależnych osób. Z czasem role odwracają się i dorosła córka staje się przewodniczką własnej matki, pokazuje jej przemiany w otaczającym świecie, gdzie nie do końca wszystko jest zrozumiałe. Małgosia wyznaje: „Karty na nowo zostają rozdane, gdy córka sama staje się matką. Okres ciąży i po urodzeniu jest zwykle ponownym spotkaniem matki z córką, zasypaniem przepaści, przejściem do kolejnego etapu w życiu i zupełną zmianą perspektywy obydwu kobiet. Wtedy właśnie przycicha Litania do Nie Kończących się Win Własnej Mamy, a nawet można usłyszeć „teraz rozumiem cię, mamo” albo „jak ty to zrobiłaś…?”
autorka: Aneta Maj, psycholog