Zabawka i niewolnica

 

Witam. Półtora roku temu związałam się z chłopakiem, z którym jestem do dziś. Na początku w zasadzie to nawet nie był związek tylko romans bez zobowiązań i dopiero po kilku miesiącach, gdy doszliśmy do wniosku, że nadajemy na tych samych falach i świetnie się dogadujemy, zdecydowaliśmy się na oficjalny związek. Od prawie roku mieszkamy ze sobą. Dziś myślę, że nie była to najlepsza decyzja z naszej strony.

 On ma bardzo trudny charakter. Notorycznie wylewa na mnie swoją frustrację (a to gdy coś w pracy źle poszło, a to gdy się pokłóci z rodzicami, a to gdy po prostu wstanie lewą nogą…), często robi fochy o byle głupstwo i umniejsza moje zalety, wartość i efekty pracy nad czymkolwiek. Na dodatek non stop podejrzewa mnie o zdradę — doszło nawet do tego, że boję się przy nim dotknąć własnego telefonu lub wejść na facebooka, żeby zaraz nie usłyszeć, że coś ukrywam. Ale chyba najgorszy w tym wszystkim do zniesienia jest brak czułości, komplementów i seksu z jego strony. Po prostu totalna oziębłość. Ponadto, od jakiegoś czasu przestał mnie zabierać ze sobą na spotkania ze znajomymi (gdzie dotychczas moja obecność była dla niego czymś naturalnym i oczywistym i zabierał mnie dobrowolnie, sam z siebie, bez jakichkolwiek próśb z mojej strony), niewiele ze mną rozmawia i generalnie wytworzył taki dystans, że teraz odnoszę wrażenie jakbym żyła z kolegą, a nie z chłopakiem.

Wszystko to sprawia, że czuję się niesamowicie zakompleksiona, odpychająca, niegodna miłości i zainteresowania, nudna i do niczego. Mam dość ciągłych fochów, podejrzeń, tego okrutnego dystansu i zwalania zawsze całej winy na mnie. W tym wszystkim jest jeszcze jedna dość istotna kwestia – żyję na jego garnuszku. Na wsparcie finansowe ze strony rodziny liczyć nie mogę. Ja sama zarabiam niewiele. To sprawiło, że Przemek poczuł władzę nade mną i przy każdej większej kłótni powtarza, że bez niego sobie nigdy nie poradzę. Gdy próbuję mu powiedzieć, że takie czy inne jego zachowanie mnie rani, to jego jedyną odpowiedzią jest „jak się nie podoba, to wyp***j”, dając do zrozumienia, że póki on mnie utrzymuje, ma prawo robić i mówić co chce, a ja mam do wyboru albo milczenie albo wyprowadzkę. Czuję się jak zabawka i niewolnica.

Kilka dni temu złożyłam podanie o pokój w akademiku (jestem studentką), jeśli mi go przyznają, to w październiku się wyprowadzam. Mojemu facetowi wydaje się to być zupełnie obojętne (o ile wręcz się z tego nie cieszy), a ja… boję się, że faktycznie sobie nie poradzę bez niego. Z jednej strony wiem, że on źle mnie traktuje i muszę w końcu tę relację zerwać (a przynajmniej mocno rozluźnić) dla własnego dobra. Z drugiej strony kocham go nad życie. To jest pierwszy i jak dotąd jedyny facet, przy którym mimo wszystko czułam się bezpiecznie, z którym łączy nas absolutne tzw. „porozumienie dusz”. Ma niesamowity umysł i jest naprawdę jedyny w swoim rodzaju, każdy inny facet wydaje się być przy nim zupełnie przeciętny.

Ja sama mam swój świat i „swoje kredki” i jak dotąd Przemek był i jest jedynym, który ten świat niemalże w stu procentach pojął. Z innymi na dłuższą metę nie umiem znaleźć tematów do rozmów i dlatego żadnym innym facetem nie umiem się bliżej zainteresować. Na dodatek bardzo wydoroślałam przy Przemku. To przy nim w końcu zaczęłam układać sobie listę priorytetów i tworzyć jakąś hierarchię wartości (wcześniej nie miałam żadnych wartości ani zasad). Tak więc, jak widać, ten związek ma też pewne dobre strony i to na tyle mocne, że nie da się machnąć na nie ręką. Dlatego nie umiem w zasadzie wyrwać się z tej chorej relacji. Poza tym będę szczera – jeśli mnie facet nie spacyfikuje, to ja mu zniszczę życie.

I ja i Przemek jesteśmy DDA i może też dlatego jesteśmy skazani na bycie ze sobą, bo żadna normalna osoba by przy nas nie wytrzymała dłużej niż kilka miesięcy.  Nie wiem co robić.

Czuję się zaniedbana i wykończona psychicznie, z drugiej strony nie umiem i nawet nie chcę tego kończyć już teraz ani w najbliższym czasie. Mam wrażenie, że jeszcze można coś z tym zrobić, że jest jeszcze szansa na uratowanie i naprawienie tego. Tylko jak? I czy to na pewno ma jakikolwiek sens?   Z góry dziękuję za odpowiedź.   M.

Spragnieni normalności - pobierz teraz
Spragnieni normalności – pobierz teraz

Witam,  z tego, co Pani pisze wynika, że na początku Waszej znajomości porozumiewaliście się bardzo dobrze, od jakiegoś czasu natomiast to się zmieniło. Czy jest Pani sobie w stanie przypomnieć konkretny moment/wydarzenie, od którego ta zmiana zaszła? Czy wydarzyło się między Wami coś takiego, co tę zmianę spowodowało? Uchwycenie tego momentu może być kluczowym w zrozumieniu, co takiego się stało, że Wasz związek nie wygląda już tak dobrze jak niegdyś. Być może jest jakaś zadra, jakiś powód, dla którego partner zmienił swoje zachowanie wobec Pani, a być może po prostu w toku rozwoju relacji Pani lepiej go poznając zaczęła zauważać wady, które wcześniej ignorowała? Proszę się nad tym zastanowić.

Pisze Pani o ,,porozumieniu dusz’’ między Wami – to rzeczywiście bardzo ważny element więzi między dwojgiem ludzi, jednak niekiedy bywa i tak, że to ,,porozumienie dusz’’ nie bardzo można przenieść na grunt wspólnego życia i funkcjonowania razem na co dzień. Niekiedy w takim wypadku lepiej poprzestać na przyjaźni, kiedy uświadamiamy sobie, że w codziennym życiu ta relacja nie funkcjonuje tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Pani partner umniejsza Pani wartość, nie traktuje Pani z szacunkiem, a do tego wydaje się, że manipuluje przewagą finansową, jaką ma nad Panią. Trudno czuć się w takiej relacji bezpiecznie i dobrze o sobie myśleć. A właśnie najważniejszą kwestią teraz jest to, by Pani wreszcie zaczęła myśleć o sobie i o tym jak Pani czuje się w tej relacji, co Pani dostaje, a czego Pani brakuje, bo z tego co Pani pisze, nie wygląda by była Pani szczęśliwa w tym związku. Myślę, że wyprowadzka może Pani znacznie pomóc, nie tylko w odzyskaniu poczucia własnej wartości, ale także w usamodzielnieniu się i zdystansowaniu do relacji, by już na spokojnie podjąć świadomą decyzję, co z nią dalej zrobić, czego Pani tak naprawdę pragnie.

Może warto także zastanowić się nad zmianą pracy, czy znalezieniem dodatkowego źródła dochodu, by nie musiała się Pani martwić, że nie poradzi sobie Pani finansowo bez partnera. Myślę, że te zmiany mogą pozytywnie wpłynąć na Pani samoocenę, a więc mogą być dla Pani leczące i motywujące.

Pisze Pani, ze dużo nauczyła się przy Pawle, to bardzo cenne doświadczenie, które zmieniło Panią na lepsze. Proszę zastanowić się czy w imię tego, co Pani od niego dostała zgodzi się Pani na zniewagę z jego strony. Czasem jest tak, że dana osoba pojawia się w naszym życiu, rozwijamy się przy niej, dużo uczymy, ale to nie oznacza, że to ta jedna jedyna osoba na całe życie. Być może Paweł był dla Pani odpowiedni na pewnym etapie rozwoju, a teraz to, co Pani oferuje przestaje być wystarczające i jak się wydaje, jego zachowanie jest dla Pani teraz raczej niszczące.

To Pani sama decyduje o swoim życiu i na nikogo nie jest Pani skazana, bo to Pani dokonuje wyboru najlepszego dla siebie. Być może rzeczywiście jest tak, że potrzebuje Pani trochę nad sobą popracować, jednak nie wydaje mi się, by pomimo wszystkich swoich przywar zasługiwała Pani na poniżanie i brak szacunku ze strony partnera. Nikt nie jest idealny, jednak nikt też nie ma prawa znęcać się psychicznie nad drugą osobą.   Jeśli ma Pani ochotę nad sobą popracować, zapraszam na spotkania indywidualne z psychologiem, bądź udział w grupie. To samo może zrobić Pani partner, jeśli czuje potrzebę pracy nad sobą. Dodatkowo możecie Państwo zdecydować się na terapię pary, by doprecyzować problem, z którym się borykacie, jednak wspólna terapia wymaga decyzji i motywacji z obu stron.

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia,   Katarzyna Kosior, psycholog

 

Podobne wpisy