Życie z narcyzem

Zachęcamy do przeczytania i do refleksji na ten temat.

 

Mój narcyz ma 36 lat i zrobił karierę w korporacji. Zarabia bardzo dużo i wszystko chciałby załatwić pieniędzmi. Twierdzi, że bardzo mnie kocha, jesteśmy małżeństwem od 11 lat, mamy 2 córki- 5 i 8 lat.

Postawił dom, a raczej zapłacił innym, aby go postawili. Nie patrzył za co płaci, po prostu płacił. Nie mógł wytrzymać mieszkania w bloku- 46 m2 to dla niego za mało. Nudził się.

W domu oczekuje że wszystko zrobi się za niego- nigdy nie włączył pralki, nigdy nic nie ugotował. Mnie, osobę po studiach i z ambicjami, umiejscowił w domu, na straży jego dzieci, majątku i dobrego samopoczucia. Żyje w swoim świecie. Po pracy zanurza się w grze komputerowej, ale kupił też sobie rok temu psa. Nie zważał na to, że ja się na psa nie zgadzałam, że wolę koty. Mówi: przecież Ty lubisz psy. On zawsze wie lepiej co jest dla mnie dobre i co ja lubię. Pies jest nie byle-jaki: rasowy, piękny, wymagający. Dzieci oczywiście biorą jego stronę: tatuś jest fajny, wszystko nam kupi i na wszystko się zgadza.

Spragnieni normalności - pobierz teraz
Spragnieni normalności – pobierz teraz

A gdzie w tym wszystkim jestem ja?

Czuję się coraz bardziej samotna, uwsteczniona, uwięziona w złotej klatce. Mąż wie lepiej czego mi potrzeba. Chciałabym pracować, ale on mówi, że za mało zarobię, że więcej zarobie U NIEGO pracując w domu. Ma wielu znajomych u których mógłby zapytać o pracę dla mnie, ale nie pyta. Ma swoje racje i nie zważa na moje opinie, a tym bardziej uczucia.

Gdy mówię do niego- przytakuje. Potem sprawdzam czy usłyszał- najczęściej nie wie, na co przytaknął.

 

Wygląd- to coś o co narcyz chce dbać, ale sam za bardzo nie umie. Ubrania kupuję razem z nim. Ćwiczy muskulaturę w domowej siłowni- ja mu mówię, że nie musi, ale on CHCE. Jak jest chory to nie rozumie jak to możliwe, oczekuje od swojego organizmu natychmiastowego wyzdrowienia. Nie dopuszcza u siebie żadnych słabości.

 

Dwa lata temu przeżyłam tragedię, śmierć samobójczą ojca. Niby był przy mnie, przytulał, ale nie czułam jego prawdziwego współczucia, żadnej empatii, tylko puste słowa, wypowiadane w przerwie w odpowiadaniu na służbowe maile. Wtedy nadal praca była najważniejsza, nie wiedział, dlaczego ja płaczę i chodzę do psychologa.

 

Nasze relacje: są niby przyjacielskie, ja uważam go za swojego (o paradoksie!) najlepszego przyjaciela, on we mnie widzi chyba takie “plecy”, coś na czym się opiera, ale bez czego by upadł. Ilekroć mówię o rozwodzie lub rozstaniu- płacze. Załamuje się wtedy momentalnie, wygląda jak małe bezbronne dziecko, któremu zabrano zabawkę. Wtedy zastanawiam się kto z nas jest silniejszy. Ja miałam więcej trudności do pokonania, jemu wszystko przychodzi lekką ręką, mówią, że jest “w czepku urodzony”. Rodzice kochają go i traktują wciąż jak małego chłopca, mnie zaś uważają za intruza, który tylko miesza i zakłóca ich synkowi spokój. Nie tolerują inności, wymagają bezwzględnego dostosowania się lub odgrywania narzuconej roli. Cała ta rodzina to narcyzi.

 

Ważną rzeczą jest dla niego sex- daje mu siłę i poczucie władzy, męskości. Mnie traktuje przy tym raczej instrumentalnie, ale też daje jakieś poczucie wartości, potrafi powiedzieć komplement. Nie jest za grosz romantyczny, dąży do zaspokojenia swoich wizji. Twierdzi, że nie zdradza, ale ja nie do końca mu ufam. Białe kłamstwa to w jego rodzinie chleb powszedni.

 

Dlaczego za niego wyszłam?

Z nim życie wydawało się proste, nie było żadnych problemów, wszystko dało się załatwić. On do wszystkiego podchodził lekko i mówił: po co się zastanawiać? Jeśli nie jestem czegoś na 100 % pewien, po prostu tego nie robię.

Ja byłam wtedy osobą samotną i zagubioną, anorektyczką odżywającą dopiero w ramionach mężczyzny. Miałam znikomą relację ze swoją rodziną, wsiąkłam, lub raczej zostałam wchłonięta, przez rodzinę męża.

 

Jednak chciałabym tę opowieść zakończyć pozytywnie. W sumie to dużo zyskałam w tym związku, sama nie dałabym sobie w życiu rady. Mój narcyz i nasze dzieci są po to abym czuła się komuś potrzebna, abym miała w życiu cel.

Ja jestem jego podporą i czasem myślę, że zanim mnie poznał jego życie było bardzo ubogie w emocje i doznania. Być może do dziś umie tylko doznawać sam siebie ale ja nauczyłam się z tym żyć. Gdyby nie miał wspierającej go kobiety nie byłby kim jest, nie widziałby być moze sensu w tym co robi.

Moim marzeniem jest kiedyś stanąć na własne nogi, za jakieś 10 lat, gdy dzieci dorosną, pójść z uśmiechem do pracy lub mieć własny biznes. Wieczorami spotykać się w knajpkach z koleżankami, wędrować po górach. Jednak w drugiej strony obawiam się: czy mój narcyz pozwoli mi wtedy na to? Czy coś się zmieni? A może będę jednak musiała uwolnić się poprzez rozwód?

 

To takie moje refleksje o życiu z narcyzem 🙂

pozdrawiam,
Daniela W.

 

W liście Pani Danieli w bardzo prosty sposób pokazanych jest wiele aspektów dotyczących narcyzmu a także  samotność osoby która kocha narcyza.

Życie z osobą narcystyczną jest bardzo uciążliwe.

Poczucie pewności i przecenianie siebie i swoich osiągnięć, słaba empatia, koncentracja na sobie, małe zainteresowanie sprawami bliskich, zaspokajanie własnych potrzeb kosztem innych jest destrukcyjne dla bliskich. Pan Narcyzm, zazwyczaj jest pełen uroku, wydaje się być bez problemów, zadbany, widoczny… Łatwo się w nim zakochać! Mylne jest jednak jego pozorne zadowolenie i lekkość w podejściu do życia. Narcyzm nie jest taki szczęśliwy na jakiego się lansuje. Wewnętrznie odczuwa często silny lęk. Obawia się, odrzucenia, braku akceptacji i krytyki. Nie przypadkowo wiążemy się z osobami narcystycznymi.. Czego, kogo szukamy w ich odbiciu ? Warto sobie na to pytanie odpowiedzieć. Pani Daniela zauważa, że jej miejsce w związku jest bardzo marginalne, że brak jej siły, granic, tożsamości. Ma za to marzenia, potrzeby. To już coś !

Pani Danielo, warto małymi krokami stawać się coraz bardziej widoczną i ważną dla siebie a potem dla innych.

pozdrawiam ciepło,
Sylwia Krajewska

Podobne wpisy