Za bardzo, za mocno, zbyt zaborczo…
Witam serdecznie.
Znalazłam Waszą stronę internetową w poszukiwaniu artykułów właśnie o tematyce „kocham za bardzo”… Mieszkam na południu kraju, dlatego też kontaktuję się z wami drogą mailową…
Czasem tak sobie właśnie myślę, że kocham za bardzo, za mocno, zbyt zaborczo… Moja miłość jest obsesyjna, nie dająca poczucia bezpieczeństwa, szczęścia.
Jesteśmy ze sobą ponad rok, ja mam 20 lat a on 26… Pochodzimy z dwóch zupełnie różnych środowisk, z dwóch zupełnie wyglądających światów, po całkiem innych przeżyciach, doświadczeniach. Często mam wrażenie że mamy zupełnie inne systemy wartości, uczuć, wrażliwości. To co dla mnie jest bardzo ważne – dla niego często nic nie znaczy. I na odwrót.. To co dla niego jest ważne – dla mnie mogłoby nie istnieć. Tylko, że ja zawsze staram się pomimo mojej niechęci – wspierać go w tym, być razem z nim.. A on często nie rozumie mnie.
Główny problem tkwi w tym, że ja chciałabym mieć go tylko dla siebie – 24 godziny na dobę. Nie mieszkamy razem więc chciałabym, żeby od razu po pracy zjadł, wykąpał się i przychodził do mnie… Na początku nie mogłam zaakceptować tego, że tak nie jest, że on się na to nie godzi. Po czasie i wielu awanturach przyszedł czas na opamiętanie. Nie mam już pretensji, że spotyka się z kolegami, że chodzi na siłownię. Jest mi tylko strasznie przykro, że czasem tego czasu dla mnie w ogóle nie ma… Jestem człowiekiem upierdliwym, takim który baaaaardzo dużo mówi – często o głupotach. I jego to właśnie najbardziej denerwuje.. Często mówił mi np, że nie przyjedzie do mnie bo ma dość słuchania mojego gadania, że nikt nie potrafi mu zepsuć tak humoru jak ja, że jak do mnie czasami jedzie to mu się rzygać chce, że cały dzień jest uśmiechnięty, a jak przyjeżdża do mnie, to minie 10 minut i ma zepsuty humor… To boli, strasznie boli. Bo zrobiłabym dla niego wszystko, poświęciła cały mój czas, całą uwagę – byleby tylko był szczęśliwy.. Tylko nie wiem jak? Bo im bardziej się staram, im bardziej chcę, żeby było dobrze – tym jest gorzej… On uważa, że ciągle tylko myślę o sobie, ze wszystko robie tak jak mi pasuje – a ja robię wszystko, byleby jemu było dobrze… Tylko myślę o tym z mojej perspektywy a nie z jego i dlatego to nie wychodzi… Coś, co wydaje mi się dla niego szczęściem okazuje się wcale tym nie być…
Na początku podejrzewał mnie o zdrady – ciągle próbował wmówić, że go zdradzam… A przecież nigdy tego nie zrobiłam
Problem również tkwi w moim gadaniu – jestem osobą, która naprawdę dużo mówi, a jemu to przeszkadza. I szczerze mówiąc, czasem się nie dziwię, bo gdybym ja przyszła zmęczona po pracy, po 10 godzinach, to chciałabym odpocząć, a nie słuchać jakichś niestworzonych opowieści… Chciałabym to zmienić – nie mówić tyle, nie wypytywać, dać mu trochę wolności i swobody – ale nie potrafię… Kiedyś spróbowałam – i naprawdę bardzo źle się z tym czułam, jakby cos dusiło mnie od środka, nie byłam sobą…
Kilka razy od początku naszego związku on próbował ze mną zerwać, jednak za każdym razem prosiłam, płakałam, błagałam, żeby nie odchodził, żeby dał mi jeszcze jedną szansę, że się zmienię… I było tak do grudnia tamtego roku,… Nie mogłam zrozumieć, dlaczego on chce tydzień przerwy, że musi odpocząć… Czy ja naprawdę jestem aż tak męcząca, czy jestem aż takim ciężarem? Czy byłby szczęśliwy gdyby mnie nie było?
Mówi też, że krzyczy na mnie dlatego, że jestem takim typem człowieka, którego raz w tygodniu trzeba porządnie opieprzyć, a wtedy lepiej funkcjonuję… A ja wolałabym, żeby mnie przytulił, powiedział że kocha. Żeby był przy mnie… Wtedy na pewno lepiej bym funkcjonowała…
Uwielbiam się przytulać, jest mi to bardzo potrzebne by czuć się bezpieczna… Czuję się wtedy tak bardzo blisko z nim, tworzymy wtedy taką mocną więź… Ale on mówi, że ma dość ciągłego tulenia i gadania… Że nic bym nie robiła, tylko siedziała z nim, tuliła się i gadała… Że nie zwracam uwagi na to, co on by chciał…
To nie jest tak, że ja rezygnuję z czegoś, bo on mi każe – nie, nie, nie… Ja rezygnuję z wyjść z koleżankami, z rozrywek, z upodobań, z planów, marzeń czy ambicji dlatego tylko, że sama tego chcę… że zamiast iść z koleżanką na piwo, wolę siedzieć w domu przed komputerem i czekać, bo może on przyjedzie… Ciągle mi powtarza, żebym gdzieś wyszła do ludzi, zajęła się czymś, a nie tylko patrzyła na niego… Sam mówi ze mam obsesję na jego punkcie…
Wiem tak naprawdę, że on jest dobrym człowiekiem, ma bardzo dobre serce… Wiem, ile zmienił dla tego związku, ile poświęcił… Sam czasem mówi, że kiedy podniesie na mnie glos, a później wraca do domu, to źle się z tym czuje, że znów na mnie krzyczał… Że znów byłam przez niego smutna, płakałam… Że chciałby, żeby było naprawdę dobrze, że mnie kocha… Ale gdzie tkwi problem…?
Czy problem tkwi w tym, że kocham „za bardzo”? A może to jakieś braki wyniesione z dzieciństwa? Czy może problem jest w nim? Gdzie mam szukać pomocy? Co robić? Jak ratować siebie i ten związek?
Andżela
Pani Andżelo,
Dziękuję za zaufanie jakim obdarzyła Pani nasz portal.
Jako główny problem opisała Pani swoją potrzebę ciągłego bycia z partnerem. Jednocześnie gdy czytam o Waszych relacjach mam wrażenie, że to bycie razem jest zarówno dla Pani jak i dla niego nieprzyjemne i raniące. Pani cierpi gdy partner krytykuje Pani sposób bycia, stosuje przemoc słowną i neguje Pani potrzeby. Czuje się Pani nie zrozumiana i złości Panią jego odmienny system wartości i podejście do życia. On często w Pani obecności wybucha gniewem i irytacją, nie czuje się komfortowo spędzając wspólnie czas. Jednocześnie dręczą go wyrzuty sumienia i poczucie winy kiedy wraca z tych spotkań.
Czytając Pani list odczułam, że jest Pani już bardzo zmęczona obecnym stanem rzeczy. Zastanawia się Pani gdzie tkwią jego przyczyny. Szykuje się Pani do zmian.
Napisała Pani, że będąc w tym związku zrezygnowała Pani z wszelkich upodobań, rozrywek, planów, marzeń i ambicji. Tak jakby zrzekła się Pani tego wszystkiego na rzecz związku. Domyślam się, że w takiej sytuacji trudno jest Pani przyjmować odmowę kontaktu ze strony partnera, bo wtedy nie zostaje już nic innego. Gdy Pani opowiadała o sobie odniosłam wrażenie, że jest Pani osobą energiczną, ciepłą, bardzo kontaktową. Lubi Pani dużo rozmawiać, spędzać czas razem. Ma Pani dużą potrzebę bycia w relacji, a partner nie jest w stanie lub nie decyduje się jej w pełni zaspokoić. Wydaje się Pani być przez to czuć się nieszczęśliwa i jeszcze bardziej domaga się Pani od niego zaspokojenia swoich potrzeb na co on odpowiada jeszcze większym odrzucaniem i deprecjonowaniem.
Zachęcam Panią do nazwania sobie własnych potrzeb. Potrzeba bliskości, bycia dla kogoś ważną, może jeszcze inne? Następnie zachęcam jednak do przypomnienia sobie swoich pomysłów, ambicji, przyjemności sprzed wejścia w związek i dopasowania takich, które mogą chociaż po części zaspokajać Pani pragnienia. Zachęcam do poszukania aktywności, które mogą być pomocne w radzeniu sobie z trudnymi emocjami, które Pani odczuwa. Domyślam się, że ciężko jest zająć się czymś innym gdy głowa jest zajęta myśleniem o mężczyźnie. Jednak nie chodzi o to aby nie myśleć, ale także o to, żeby wyrażać te myśli, pragnienia, emocje poprzez działanie. Może jest jakaś forma sztuki, sportu, która pomoże Pani się wyrazić? Może są blisko zaufane osoby, z którymi może Pani porozmawiać o swoich trudnościach lub po prostu uciąć przyjemną pogawędkę z kimś kto lubi rozmawiać podobnie jak Pani?
Odrębne zainteresowania, znajomości, realizacja w życiu zawodowym nie muszą źle wpływać na relacje w związku. Wręcz przeciwnie. Osobom, które ich nie mają może być ciężko stworzyć satysfakcjonujący związek. Kiedy partner jest jedynym możliwym źródłem zaspakajania potrzeb może to być frustrujące i przeciążające dla obu stron. W Pani opowieści słyszę też, że w tej relacji cierpi Pani poczucie własnej wartości. Poszukanie aktywności, w których jest Pani dobra może sprawić, ze wzrośnie Pani zadowolenie z siebie i z życia. Będzie Pani łatwiej funkcjonować niezależnie i wtedy zadecydować czy decyduje się Pani na relację z obecnym partnerem biorąc pod uwagę wszystkie jego cechy i to jak Pani jest w jego towarzystwie.
Domyślam się, że zmiany mogą być na początku trudne dlatego warto sięgać po wsparcie z zewnątrz tak jak to Pani zrobiła pisząc do nas. Zachęcam do zorientowania się odnośnie pomocy psychologicznej i grup wsparcia dla kobiet w podobnych jak Pani sytuacjach oraz poszukania życzliwych osób w otoczeniu. Nasz portal rozpoczyna również działalność grup i konsultacji online zachęcam więc do zapoznania się z ofertą.
Agata Rainka psycholog konsultant