Dlaczego jesteśmy razem?

Wydawało mi się, że opanowałam sytuację. Niestety…  Mam 43 lata. Od sześciu lat jestem w związku  (od 5 w małżeństwie) z 49-letnim oficerem wojskowym. Poznałam go na zakręcie życia – po poprzednim rozwodzie byłam bez mieszkania, bez stałej pracy, z dorastająca córką i matką chorą na raka. Wówczas jego działania przyjmowałam jako troskę i opiekę. Pomyliłam się. Po dwóch latach okazało się, że mąż stosuje przemoc psychiczną.

Odnalazłam wówczas przez Internet terapię. Koncentrowała się ona wokół tego, żebym zrozumiała mechanizmy przemocy i uwierzyła, że dam sobie radę sama. Tak się stało. Dokładnie dwa lata temu wyprowadziłam się ze wspólnego mieszkania kupionego zresztą na wspólny kredyt. Dzięki pomocy przyjaciół założyłam firmę (jestem księgową), która już teraz w drugim roku działalności daje mi możliwość utrzymania się.  Zresztą zawsze jakoś radziłam sobie finansowo.
Po krótkim czasie od wyprowadzki Tomasz robił wszystko, żebym wróciła. Wszystko – w jego rozumieniu. Na terapii był raz. Wtedy też nastał tak zwany „miodowy czas”. Mimo że wracałam kilkakrotnie do naszego mieszkania, nigdy nie zrezygnowałam ze swojego wynajętego. Zresztą cały czas prosperuje tam firma.

Kilka miesięcy  temu znów zamieszkaliśmy razem. Wydawało się, że mam pod kontrolą tę sytuację. Mam swoje miejsce, do którego mogę wrócić, swoje pieniądze, których już nikt nie kontroluje. Nie wiem, jakie mechanizmy mną rządzą.  Nie umiem sobie z tym poradzić:  – od wielu miesięcy nie chce się ze mną kochać – nie spędza w ogóle ze mną czasu poza domem, chyba że jest to moja wyraźna inicjatywa, również finansowa (kino, dyskoteka) – nie mamy wspólnych celów (wychowywanie dzieci, podróże, czy cokolwiek innego) – nie utrzymuje mnie (płaci tylko rachunki za mieszkanie, ja kupuję jedzenie i środki czystości) – nie czuję się przy nim atrakcyjną kobietą (brak czułości, adoracji), chociaż wiem, że podobam się mężczyznom Do napisania tego listu sprowokowała mnie sytuacja, która miała miejsce kilka dni temu: wydałam jego 60 złotych na jedzenie. Krzyczał, że nie będzie mnie utrzymywał, żebym wydawała swoje pieniądze. Taki przemocowy standard.  Dlaczego jestem z nim?  – nie mogę zapomnieć tego, że widziałam w nim fajnego faceta, przystojnego, z poczuciem humoru, inteligentnego; takiego, przy którym znajdę wreszcie spokój po latach wcześniejszych burz – mieszkanie kupiliśmy po śmierci mojej mamy. Za pieniądze od niej zapłaciliśmy pierwsze raty. Razem z Tomaszem spłacałam kredyt, aż do czasu wyprowadzenia się z domu. To mieszkanie miało być w mojej świadomości moim azylem, wybraliśmy ładne miejsce w Poznaniu, urządziliśmy je z sentymentem, jest tu dużo mojego serca. Dlatego tu wracam. W miejscu, gdzie wynajmuję obecne mieszkanie, działa moja firma. Codziennie przewija się tam po kilkanaście osób od rana do wieczora. Ciężko tak się żyje.
Zgubiłam się. Od długiego czasu nic mnie nie cieszy. Ani firma ani wiosna. Nie jestem szczęśliwa. I potwornie boję się samotności, tego, że coś mi się stanie i nikt mi nie pomoże. Samotnych nocy. Polegania tylko na swoich finansach. Nie wiem, jak rozwiązać sprawę kredytu, bo Tomasz nie chce o tym rozmawiać i niczego ustalać. Zrobi tak, jak mu wygodnie.
Proszę, pomóżcie mi.  Marta

 

Szanowna Pani! Napisała Pani, że nie wie, jakie mechanizmy Panią rządzą, choć wymienia je Pani w swoim liście z powodzeniem. Powiem wprost: mimo, że Pani sobie je w jakimś stopniu uświadamia, nie przekłada się to na wyjście z kręgu przemocy. Są to mechanizmy ulegania przemocy psychicznej, ekonomicznej, a także seksualnej – partner nie okazuje Pani zainteresowania, czułości, wypomina Pani wydanie jego pieniędzy na zakupy żywnościowe, a także odmawia sypiania z Panią, robi to specjalnie. Chcąc dobrze zrozumieć Pani sytuację, musimy poznać mechanizmy, których Pani w pełni sobie nie uświadamia. Mechanizmy te powodują, że Pani i wiele osób w podobnej do Pani sytuacji będąc stroną krzywdzoną trwa w takim związku. Nie mając siły na zmianę swojej sytuacji, traci się szacunek do siebie, obwinia się, popada w depresję, sięga po środki uspokajające i alkohol.   Do mechanizmów przemocy zaliczamy: cykl przemocy, syndrom wyuczonej bezradności, zjawisko „prania mózgu”, zespół stresu pourazowego PTSD, proces wiktymizacji, syndrom sztokholmski, mechanizm „psychologicznej pułapki”. Wszystkie one są dokładnie opisane w literaturze psychologicznej. Widzę u Pani taki mechanizm: obniżyła Pani swe wymagania co do poziomu swego życia – mieszka Pani w miejscu pracy, gdzie codziennie od rana do wieczora przebywa z Panią kilkanaście obcych osób – to cena za bycie w toksycznym związku. Nie uważa Pani, że to, (doliczając nerwy, szantaże, wypominanie, brak uczucia, wspólnych celów) zbyt wygórowana cena?  Napisała Pani też, że nie potrafi zapomnieć partnera z czasów kiedy był czuły i troskliwy – to także mechanizm przemocy: zainwestowała Pani w ten związek swoje przekonanie o takiej pozytywnej wizji partnera i ciężko się Pani z nią rozstać – mechanizm ten nazywa się mechanizmem „psychologicznej pułapki”. Ciągle żyje Pani nadzieją, że będzie lepiej, jak na początku. Dlatego też inwestuje Pani mnóstwo swojej energii i czasu w ten związek. Obwiniając siebie za całe zło, wierzy Pani, że jeśli bardziej się postara, to będzie lepiej. Ma Pani wtedy poczucie, że zależy to właśnie od Pani. Nie jest to prawdą, że zależy to od Pani – to rola Pani partnera zmienić się. A im więcej się Pani stara i wkłada w to działanie więcej energii, tym trudniej zrezygnować z takiego związku. Wspólnie urządzone mieszkanie to kolejny „haczyk” – wraca Pani do niego, bo tyle Pani weń wniosła…   To nie wola czy skłonności masochistyczne powodują, że osoby doznające przemocy w rodzinie trwają w toksycznym dla nich związku, mimo ogromu doznawanych szkód. Mechanizmy przemocy oplatają ofiarę jak pajęczyna, z której trudno bez wsparcia z zewnątrz się wydostać. Podobnie Pani trudno jest wydostać się z tych licznych pułapek mechanizmów przemocy. Zachęcam Panią do wzięcia udziału w terapii dla ofiar przemocy.   U Pani pojawia się też mechanizm obronny polegający na tym, że doznając przemocy jest Pani wdzięczna sprawcy za drobne przywileje, które jeszcze Pani ma, za „miodowe miesiące”, za chwile spokoju i namiastkę uczucia, a w skrajnych przypadkach zdarza się, że nawet za to, że pozwala żyć… U Pani również występują te mechanizmy, jednakże chcę odkreślić jedno:, znajomość i rozumienie mechanizmów to jedno, a podjęcie kroków do wyleczenia to drugie i tym powinna się Pani teraz zająć – podjąć leczenie, gdyż bez wsparcia terapeutycznego wyleczenie może okazać się niemożliwe. Życzę Pani dużo siły.

  Magdalena Łabieniec, psycholog – konsultant

Podobne wpisy