|

Szantażuję go

Dziewięć lat temu poznałam przez Internet mężczyznę, którego  po jakimś czasie bardzo pokochałam. On od początku mówił, że jest żonaty, że ma rodzinę, ale też zapewniał, że nie kochał i nie kocha żony, że ożenił się, aby uciec z rodzinnego domu. Ja w to wszystko wierzyłam. Pisał listy, w których mi wyznawał miłość, mówił, że chce być ze mną zawsze, a nawet po śmierci, że nie chce żyć beze mnie, spotykaliśmy się u niego i w innych miejscach, było cudownie, to był ktoś, kogo potrzebowałam, kogo tak bardzo kochałam. Ta sielanka trwała tylko 8 miesięcy, po tym czasie on powiedział, że nie da rady odejść z domu ze względu na dzieci, że kocha mnie ale nie zostawi dzieci. Świat mi się zawalił, wpadłam w depresję, podjęłam próbę samobójczą, zaniedbywałam chorego wtedy tatę, nie miałam sił żyć…

Nigdy nie byłam wcześniej w związku, moi rodzice nie żyją, jestem sama. Tak bardzo mi źle. On jednak przez cały czas był przy mnie, telefonował, bo mieszkamy daleko od siebie, wspierał mnie, pomagał, zapewniał często o uczuciu, ale mówił, że nie możemy być razem choć rozumie to, że nie potrafię żyć bez niego. Mijają kolejne lata, czasami jest dobrze i normalnie, rozmawiamy, on stara się mnie wspierać, zaproponował pomoc finansową i przyjęłam ją. Nie potrafię bez niego żyć, czasami jest dobrze i rozmawiamy normalnie, on wspiera mnie, raz na 2-3 miesiące spotykamy się, ale często jest tak, że ja tego nie wytrzymuję, że on jest z inną, że szczęśliwie sobie żyje, a ja się sama męczę, nie mam nikogo. W takich sytuacjach zadręczam go telefonami, potrafię dzwonić setki razy dziennie, szantażuję go, że powiem jego żonie o nas, itp. ale tak naprawdę wiem, że tego nie zrobię, ale on czuje się w potrzasku i  boi się, że rodzina w końcu się dowie o mnie. Proszę o pomoc. Alina

Spragnieni normalności - pobierz teraz
Spragnieni normalności – pobierz teraz

Od redakcji

Witam Panią, Napisała Pani o swojej relacji z poznanym przez Internet mężczyzną. Z Pani listu wynika, że ta relacja trwa już dziewięć lat! Z tego tylko pierwsze osiem miesięcy było pełne intensywnych przeżyć i wyznań. Domyślam się, że zainteresowanie, jakie dostała Pani wtedy od partnera dało Pani duże poczucie szczęścia. Wkrótce jednak partner wycofał się ze wcześniejszych deklaracji związania się z Panią i podjął decyzję pozostania przy żonie. Rozumiem, że mogła Pani czuć duże rozczarowanie, smutek, poczucie odrzucenia. Posunęła się Pani aż do próby samobójczej. Jestem pod wrażeniem ogromnej ilości wysiłków jakie wkładała Pani i nadal wkłada w utrzymanie tej relacji. Mimo, że nie odpowiada Pani charakter tego związku, przez tak wiele lat nie ucina Pani kontaktu. Szantaże, telefony, pozostawanie w cieniu, jako ta trzecia. Z tego co czytam, prawie cała Pani życiowa energia idzie w kierunku podtrzymywania Waszej znajomości. Mam wrażenie, że za wszelką cenę chce Pani dostać chociaż jeszcze trochę tej uwagi, którą dostała Pani od wspomnianego mężczyzny na początku Waszego związku. Jednocześnie on nie dał Pani jednoznacznego komunikatu. Nie decyduje się odchodzić od rodziny i przy tym nadal zapewnia o uczuciu, opiekuje się Panią zapewniając wsparcie materialne i kontakt.
Podziwiam Pani wytrwałość. Ale czy warto?

Domyślam się, że ponad osiem lat życia w niepewności i zawieszeniu było dla Pani bardzo ciężkie. W międzyczasie straciła Pani ojca i została bez rodziców. Nie daje sobie Pani szansy na stały, normalny związek. Rozumiem, że może czuć się Pani w takiej sytuacji bardzo samotna i pogubiona. Mało pisze Pani o sobie, swoim przeżywaniu, a dużo o potrzebie bycia z oddalonym o wiele kilometrów mężczyzną. Tak jakby w tej relacji szukała Pani ukojenia, jedynego możliwego środka zaradczego. W takim wypadku porzucenie go oznaczałoby brak jakichkolwiek innych źródeł pomocy.  Zachęcam Panią jednak do zastanowienia się nad własnymi potrzebami. Czego Pani tak mocno pragnie od swojego znajomego? Co najbardziej Pani chciałaby od niego dostać? Może jest to wsparcie, poczucie bycia kochanym? Tworzenie wspólnego domu? Spędzanie czasu z drugą osobą zamiast samemu? Rozumiem, że trudno jest się pogodzić z tym, że od niego Pani tego nie dostanie lub dostanie tylko wtedy kiedy będzie stosować dotychczasowe środki, wyczerpujące Panią i stresujące partnera.
Warto spróbować poszukać zaspokojenia tych potrzeb w inny sposób. Niewiele Pani pisze o tym, czym zajmuje się Pani na co dzień, czy ma Pani w swoim mieście znajomych, własne zainteresowania, czym Pani żyła zanim zjawił się ten mężczyzna. Trzeba poszukać zaspokojenia swoich potrzeb gdzie indziej. Rozejrzeć się za czymś nowym, co może w jakiś sposób Panią zainteresować, zająć uwagę. Można zacząć od odnalezienia wokół siebie osób, które mogą wesprzeć samą rozmową czy wspólnym wyjściem z domu, niech to będą dawne koleżanki, znajome. Może wspólnie znajdziecie satysfakcjonujące zajęcia?
Ciężko jest zbudować związek nie mając poczucia własnej niezależności, odrębności. Zachęcam do zrobienia sobie przerwy w dotychczasowej, tyle kosztującej Panią relacji, na poszukanie siebie. Gdy będzie Pani bardziej świadoma tego, czego Pani chce dla siebie, co Pani naprawdę czuje, czego oczekuje od partnera, łatwiej może być Pani zadecydować o przyszłości tej czy innych relacji.
Cieszę się, że już zdecydowała się Pani na poszukanie drogi do poradzenia sobie pisząc do nas. To była pierwsza próba określenia problemu. Myślę, że czas na kolejne kroki. Rozumiem, że na początku może być ciężko. Warto więc skorzystać ze wsparcia innych osób. Mogą to być osoby z Pani otoczenia. Jeśli ich brak, warto się rozejrzeć. Duże wsparcie może dać Pani również rozmowa z psychologiem czy udział w warsztatach rozwojowych, grupach gdzie mogłaby Pani poznać kobiety w podobnej sytuacji i uzyskać od nich zrozumienie, pomoc. Obecnie istnieje wiele możliwości skorzystania z tego typu form, także przez Internet.
Warto przejrzeć też ofertę pomocy psychologicznej w najbliższej okolicy. Życzę Pani dalszej wytrwałości i zachęcam do dalszego dążenia do poprawy jakości życia.
Z poważaniem, Agata Rainka psycholog konsultant

Podobne wpisy