Niszczący schemat

O Waszej stronie dowiedziałam się dopiero niedawno. Przeglądając ostatni numer „Cosmopolitan” natknęłam sie na artykuł na temat kobiet, które kochają za bardzo. Na początku go ominęłam, ale potem, po przeczytaniu jednego akapitu tego tekstu, zdałam sobie sprawę, że jest on skierowany właśnie do mnie. Na początku zeszłego roku poznałam Jarka. Był dla mnie ideałem nie tylko pod względem wyglądu, ale także charakteru. Czułam się jak w bajce, od bardzo długiego czasu nikt nie dbał o mnie tak jak on. Nasza znajomość była bardzo intensywna, mieliśmy plany żeby razem zamieszkać, wziąć ślub, założyć rodzinę. Była intensywna, ale niestety krótka. Zostałam brutalnie obudzona ze swojego bajkowego snu w momencie, gdy spotkałam go na mieście z inną dziewczyną. Szli za rękę, szczęśliwi niemal tak, jak on twierdził, że był ze mną. A ja poczułam się, jakby w tym momencie ktoś wyrwał mi serce. Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, niestety ten jeden jedyny raz szukałam pomocy w alkoholu, teraz z perspektywy czasu wiem, że nie było to dobre wyjście i więcej tego błędu nie popełnię. Przez bardzo długi czas próbowałam się pozbierać, niestety z marnym skutkiem. Nie miałam z nim żadnego kontaktu, co bolało jeszcze bardziej, bo nie mogłam wiedzieć co się u niego dzieje, co robi…

Pustkę po nim wypełniło dopiero poznanie Tomka. Był on całkiem inny niż Jarek: stanowczy, bardziej męski, silny. Z wyglądu też zupełne przeciwieństwo. Chyba instynktownie szukałam takiego kogoś, żeby już nie wracać do tego co było. Zaczęliśmy się spotykać tak bardziej na poważnie, zaczęłam łapać się już na tym, że tak często nie myślę o Jarku, a Tomek przestaje być tylko łatą na moje złamane serce. Ale to jeszcze nie było uczucie. Raczej chęć bycia z kimś. Bo nie sądziłam wtedy, że nasza znajomość przetrwa zbyt długo. Po czasie początkowej euforii zaczęło się wypominanie jakichś codziennych drobnostek, np. moja praca, to jak się ubieram, maluję itp. Mimo tego co się działo, potrzebowałam bliskości, nie chciałam znowu zostać sama. I zrobiłam wtedy rzecz, której bym się po sobie nie spodziewała i której baaardzo teraz żałuję: zdradziłam go. Z kolegą, który zabiegał jakiś czas o moje względy, jednak do tamtej pory go odrzucałam. Tomek  się o tym dowiedział. Byłam pewna, że mnie zostawi. Ale on płakał. Płakał, mówił, że mnie kocha i że wie, że zrobiłam to przez jego zachowanie. Zaczęliśmy na nowo być razem. Po tym wszystkim potrzebowałam trochę czasu, ale szybko zrozumiałam, że kocham go najmocniej na świecie. Tylko popełniłam kolejny błąd, na który już niestety nie miałam wpływu: pokazałam mu, jak bardzo mi na nim zależy. Czułam, że po tym co zrobiłam, należy mu się to.

Ale on zaczął tę miłość wykorzystywać tak, żeby to jemu było wygodnie. Zaczął udzielać się na portalach randkowych, pisać, spotykać się z dziewczynami. Mimo że było mi tak ciężko, wiele razy mówiłam, że dłużej tego nie zniosę i kończę tę znajomość. Ale to za każdym razem on wracał, twierdził, że będzie inaczej.

I było. Przez tydzień. A potem wszystko wracało do dawnego biegu rzeczy. Ja byłam tylko tą, do której się przyjeżdża żeby zjeść obiad, obejrzeć film i pójść spać. Zawsze na pierwszym miejscu byli znajomi. Koledzy i koleżanki. Znosiłam to dzielnie aż do momentu, w którym historia zatoczyła koło.

Spotkałam go na mieście z dziewczyną za rękę, podczas kiedy powiedział mi, że jedzie do domu, do rodziców. Jedyne co potrafiłam zrobić to uderzyć go w twarz i rozpłakać się. Wiem, że to nie było najlepsze rozwiązanie, ale byłam na tyle bezsilna, że nic innego nie potrafiłam. I znowu nadeszły ciężkie dni samotnego siedzenia w domu, wypłakiwania oczu i rozmyślania o tym, co robi z inną. Nie wierzyłam, że za to wszystko co zniosłam, za cało to zło, może mnie spotkać coś takiego. Po raz drugi. Ale w tym przypadku nie dałam za wygraną. Nie potrafiłam normalnie funkcjonować bez niego, więc się do niego odezwałam. Spotkaliśmy się. Zaczął mi wmawiać, że przez ten czas tęsknił za mną, chciał się odezwać, ale nie wiedział czy chcę go jeszcze znać. Stwierdziliśmy, że damy sobie jeszcze jedną szansę, że zaczniemy nie tak jak było dawniej, ale od nowa.

Ale niewiele się zmieniło. Zaczął znowu znikać na kilka dni, nie odbierając moich telefonów ani nie odpisując na smsy z błagalnymi prośbami o jakikolwiek odzew. W końcu postawiłam sprawę jasno: ma się określić czy jesteśmy razem czy nie. Powiedział, że chce być ze mną. Ale nadal nie dawały mi spokoju jego ciągłe smsy i telefony, nie miałam pojęcia od kogo one są. W końcu się dowiedziałam: nadal spotykał się i pisał z tą, z którą go zobaczyłam. Składając mi deklaracje, że będzie ze mną, że się zmieni, działał na dwa fronty. Ale to też mu wybaczyłam. Kocham go ponad życie, rezygnuję ze wszystkiego co nie wiąże się z przebywaniem z nim.

Zauważyłam, że znowu wraca temat portali randkowych i poznawania nowych dziewczyn. Ale jeśli mówię coś na ten temat, potrafi to tak odwrócić, że całą winę przenosi na mnie. Za dosłownie wszystko. Wiem, że wykańcza mnie psychicznie, ale nie wyobrażam sobie, jak mogłabym być bez niego. Jest mi o tyle ciężko, że nie pochodzę z tego miasta w którym teraz mieszkam, nie mam tu rodziny ani zbyt wielu znajomych, więc to też przyczynia się do tego, że boję się zostać sama. Pewnie wiele osób, czytając ten list, pomyśli, że jestem jakąś desperatką, która musi mieć chłopaka bez względu na to, jaki jest. Ale to nie tak, każda kobieta, która kochała lub kocha za bardzo zrozumie, że ciężko jest być z kimś, kto Cię niszczy ale jeszcze ciężej jest, gdy go nie ma… Karolina

 

Pani Karolino, Dużo Pani napisała o swoich trudnych, raniących  doświadczeniach z mężczyznami. Opisuje Pani też swoje obecne życie. Wygląda na to, że czuje się Pani samotna i szuka Pani zrozumienia oraz wsparcia. Trudno jest Pani w relacji z obecnym partnerem jednak decyduje się Pani na trwanie w niej ze względu na dużą potrzebę bliskości. Pani opowieści o obu związkach brzmią dla mnie podobnie. Po tym jak decydowała się Pani na bliską relację i obdarzała mężczyznę zaufaniem spotykała się Pani z kłamstwem, zdradą i odrzuceniem. Brzmi jak powtarzalny schemat, z którego trudno jest Pani się wydostać. Domyślam się, że trudno Pani być samej ze wszystkimi przeżyciami, o których Pani napisała. Jak mogła Pani dowiedzieć się z artykułu, kobiet przeżywających podobnie jest więcej i nie musi być Pani z tym sama. Nie zadała Pani pytania ani nie napisała Pani czego od nas oczekuje. Pani list wydał mi się próbą ułożenia sobie tego co się dzieje i odnalezienia się w niezrozumiałej dla siebie sytuacji. Zachęcam Panią do dalszych poszukiwań siebie. Zachęcam do lektury Robin Nowrwood Kobiety, które kochają za bardzo oraz do zajrzenia na nasz portal, poczytania artykułów, listów od innych czytelniczek. Być może łatwiej będzie Pani zrozumieć swoje położenie i dotrzeć do swoich potrzeb.  Zapraszam do zapoznania się z naszymi ofertami wsparcia oraz do poszukania wsparcia w swoim otoczeniu. Życzę wytrwałości i odwagi w dążeniu do szczęścia.

Sylwia Krajewska

 

Podobne wpisy