Napiętnowana

Witam, uświadamiam sobie, że należę do kobiet które kochają za bardzo i tkwią przez to w toksycznym związku. Moja historia toczy się już ponad cztery lata. Nie miałam problemów z nawiązywaniem znajomości, ale nigdy się nie zakochałam, zdarzały mi się tylko krótkie zauroczenia. Wynika to może z faktu, że w dzieciństwie nie otrzymałam miłości ojcowskiej, jako dziecko patrzyłam, jak moja mama męczy się w małżeństwie, obiecałam sobie, że nigdy sobie na coś takiego nie pozwolę. Że będę mądrzejsza i będę wybierała partnera mądrze. Niestety, strach przed popełnieniem błędu mojej mamy zawsze mnie paraliżował, gdy tylko widziałam podobne zachowania, wycofywałam się. Do momentu w którym poznałam Maćka. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Początki były cudowne, jak to zazwyczaj bywa. Czułam, że w końcu ktoś mnie kocha, że zasługuję na miłość. Jednak szybko zaczęło się psuć. Miałam paru kolegów, z którymi łączyły mnie tylko relacje braterskie. Zawsze mogłam porozmawiać, dowiedzieć się, jak mężczyźni widzą pewne kwestie. Jednak Maciek nie chciał tego zaakceptować. Usłyszałam od niego, że ktoś może pomyśleć, że „jestem kobietą lekkich obyczajów”, tylko dlatego że rozmawiałam ze swoim dawnym kolegą. Bardzo mnie to zabolało, ponieważ to on był moim pierwszym mężczyzną i wiedział, że nie miałam takich przygód. Więc skąd te oskarżenia?

Spragnieni normalności - pobierz teraz
Spragnieni normalności – pobierz teraz

 I od tego się zaczęło – ciągłe pasmo rozstań i powrotów. Ja z jednej strony chciałam z nim być, kochać go, a z drugiej bałam się, że znowu mnie zrani, że jak tylko ustąpię, to mnie zniszczy słowami. A takie coś boli najbardziej od najbliższej osoby. Przez  te 4 lata, były chwile rozstania, kiedy chciałam  spróbować z kimś innym, ale szybko dochodziłam do wniosku, że to nie to, ja wciąż kochałam Maćka. Wydawało mi się, że on też darzy mnie uczuciem. Choć słyszałam od znajomych, że to kobieciarz, to wierzyłam w zapewnienia, że liczę się tylko ja. Choć bardzo często doprowadzało mnie do furii, kiedy opowiadał, jak to koleżanki do niego wzdychają i jak mi zazdroszczą. Wszystko to spowodowało, że oddaliliśmy sie od siebie. Ja wciąż się bałam zaufać, ale nie potrafiłam tego zakończyć, nie mogłam żyć z nim, ani bez niego. Pewien czas temu poznałam chłopaka, z którym łączyło mnie wiele wspólnych wartości, oboje byliśmy religijni, spragnieni uczucia, zagubieni w tym świecie. Po raz pierwszy od dawien dawna poczułam się szczęśliwa, znalazłam w sobie siłę, aby zakończyć związek z Maćkiem. Wszystko było dobrze do momentu, gdy kiedyś przypadkiem spotkałam Maćka, spojrzałam w jego oczy i znowu wpadłam w to uczucie, przypomniały mi się początki… Mimo że spotykałam sie z tamtym chłopakiem,  chociaż „spotykałam” to za duże słowo. Ta znajomość była inna, dużo rozmawialiśmy o przeżyciach , uczuciach, naszych lękach, jednak tylko na rozmowie nie potrafiłam zbudować związku. Brakowało mi tego czegoś, albo przynajmniej wtedy tak myślałam. Moja wina, bo nie potrafiłam zakończyć tamtego związku, a zaczęłam ponownie spotykać sie z Maćkiem, i od nowa karuzela: szczęście i rozpacz, kocham i nienawidzę. Nie potrafiłam jednak żyć bez niego, wracałam wciąż jak skruszona psinka, tłumaczyłam sobie, że to dlatego, że boję się zaufać, że mam trudny charakter, stad jego zachowanie i brak szacunku do mojej osoby. Tak czy owak, dowiedział się, że spotykam sie jeszcze z kimś. Zakończyłam tamto ostatecznie i ponownie wróciłam do niego. Teraz przechodzę męczarnie. Wiem, że nie mogę wymagać od niego wybaczenia, że potrzebuję czasu żeby to „przetrawić”, ale rani mnie wciąż słowami, a ja tylko chcę miłości. Powiedziałam mu o swoich uczuciach, że się boję, że z ojcem musiałam być twarda, żeby nie zniszczył mnie ani mojej mamy. I że nie chcę, żeby teraz tak z nim było, więc żeby mnie nie ranił, bo ataku z dwóch stron już nie zniosę. Na pytanie, czy mnie jeszcze kocha odparł, że nie odpowie mi teraz, bo to za wcześnie , ale jestem inteligentna, więc powinnam wiedzieć. Nie wiem, co mam robić, rozum każe mi uciekać, a serce trwa przy nim, boję się chwili rozstania, boję się powiedzieć koniec, że nie dam sobie rady bez niego. Proszę o pomoc. Justyna

Witam Pani Justyno, z Pani listu wynika, że jest Pani bardzo świadomą osobą tego, co się z Panią dzieje. A jednocześnie jest Pani bardzo zagubiona. To, czego doświadczamy w domu rodzinnym odznacza się piętnem na naszym życiu. W Pani wypadku krzywdząca była relacja między rodzicami i Pani toksyczny związek z ojcem, którego prawdopodobnie nie było obok Pani. To było złe, niszczące doświadczenie. Wówczas nakładamy pancerz. Pozornie ma nas chronić przed zranieniami, jednak pod nim kryje się ogromny głód… miłości i bliskości.

Maciek poniekąd trafił w tę pustkę i ją zapełnił, tylko pozornie zabliźnił.

Jak sama Pani widzi, on jest osobą krzywdzącą, raniącą. To powoduje, że Pani rana emocjonalna z dzieciństwa, jest zasklepiana i rozdrapywana na nowo.

Czy Maciek w swoim postępowaniu przypomina Pani ojca? Czy dlatego podświadomie jest tak bliski dla Pani?

I ta nieprzepracowana, dawna relacja ja – tata, ma taki skutek dzisiaj:  ja – Maciek.

Wydawało się Pani, że darzy Panią uczuciem. Podobnie było z tatą, kiedy chciała Pani, by darzył Panią uczuciem. W oby przypadkach przeżyła Pani odrzucenie emocjonalne.

Ojca, jaki by nie był, kocha Pani – bo jest Pani rodzicem.

A jeśli chodzi o Maćka – woli widzieć go Pani w tym lepszym świetle.

Z Maćkiem zatrzymała się Pani na tym, co było piękne, dobre, czyli na samym początku. Nie chce już Pani widzieć, co dzieje się dalej, co jest z Wami teraz – bo to boli.

Wyidealizowała Pani Waszą miłość, której nie ma! I trzyma się Pani jej kurczowo.

Pani Justyno, szuka Pani miłości z Maćkiem – a jej nie ma. I nie będzie w tym związku. Chce Pani zasłużyć? na co?! Na miłość? (jak z ojcem?). Nie ma miłości warunkowej!

Chętnie pomogę. Proszę tylko w tej chwili posłuchać rozumu. Serca (ciała) niech Pani nie słucha – ono wysyła do Pani inne, niż się Pani wydaje komunikaty. Na skutek zaślepienia słucha Pani jedynie lęku i myli go Pani z emocjami i uczuciem.

Chętnie pomogę, ale musimy się spotykać w gabinecie, ewentualnie porozmawiać na skype.

Ciepło pozdrawiam, Sylwia Krajewska

Podobne wpisy