Nie chcę być w takiej relacji

Dzień dobry,

od kilku miesięcy mam problem z jednym mężczyzną. To mi wypełnia myśli. Zaprzyjaźniłam się w zeszłym roku z moim obecnie byłym profesorem z uczelni. Trochę mi się też spodobał (ja jemu też, nawet bardziej niż on mnie), więc byłam odruchowo zalotna i wystrojona. Nigdy natomiast nie przekraczałam granicy. Nie chodzi tylko o granicę “profesor – studentka”, ale głównie o granicę “żonaty – wolna”.

Spragnieni normalności - pobierz teraz
Spragnieni normalności – pobierz teraz

Nasza przyjaźń zaczęła się w ostatnim semestrze, gdy mnie uczył. Już wtedy czuć było, że to nie jest zwykła przyjaźń. Po skończeniu wykładów i wystawieniu ocen zaczęliśmy do siebie mówić na “ty” i jeszcze bardziej się sobie zwierzać mailowo i telefonicznie. Zaczął być inny, niż do tej pory. Tak jakby zaczął być kimś innym i przestał się do mnie odnosić z taką powagą i szacunkiem, jak wcześniej. Zawsze był nieco sprośny i bezczelny na wykładach, nie tylko wobec mnie, ale wobec wszystkich, dlatego jego poetycko ujęte umizgi i kokieterie uznałam za coś w jego przypadku zupełnie zwyczajnego. Okazało się jednak inaczej. Pewnego wieczoru zaproponował mi bycie jedną z kilku ..  Do dziś mam poczucie poniżenia i obrzydzenia. Zaczęłam czuć do niego pogardę i obrzydzenie, choć to nie zmieniło moich uczuć wobec niego. Po licznych znakach w trakcie roku akademickiego i tego tak dosadnego dowodu stał się dla mnie kimś, kogo jednocześnie pragnę, nienawidzę i się boję.

O tym, że zalecający się do mnie facet ma żonę, dowiedziałam się przypadkiem przez osobę trzecią. On nigdy nie raczył mi o tym powiedzieć, spytać o to, czego ja chcę. Był jednocześnie niesamowicie uwodzicielski, fascynujący, więc spragniona czułości wciągnęłam się w relacje, by otoczona wieloma nudnymi ludźmi móc się nim cieszyć choć w pewnym stopniu nie przekraczając własnych granic i przymykając oko na jego coraz odważniejsze zachowanie. Jednak coraz bardziej czułam upór z jego strony, chęć zmanipulowania mnie. Z czasem udało mi się z niego wydusić, że faktycznie chciał mnie urobić, jednak co zabawne, jakiś czas później sprawiał wrażenie, jakby o tym zapomniał i to mnie miał za złe, że go zbeształam za to, jak się zachował. Mimo, że nigdy nie przejawiał agresji, jest jednym z najbardziej zrelaksowanych i zadowolonych ludzi, jakich znam. Prawił mi liczne komplementy, potrafił być słodki i miły, a jednocześnie nie raz zachowywał się podle i arogancko. Przypominało to metodę kija i marchewki. Zdawał się do końca sam nie wiedzieć, co robi. Jakby wyłączyło mu się myślenie, albo raczej poczucie moralności. Zaczął mówić, że moja chęć wyłączności to wygórowane wymagania i że mój przyszły facet będzie ze mną przeżywał zarówno radość, jak i męki. Kiedyś go podziwiałam, widziałam w nim przyjaciela, autorytet, a teraz mnie przeraża. Jednocześnie moje ciało dalej mnie zdradza i wciąż go pożądam. Wciąż za nim tęsknię i czuję z nim więź, silniejszą niż z większością ludzi, jakich znam. Szczególnie za tym starym nim. Zrobiła się z tego chora relacja. Nawet nie nosi obrączki, choć jak twierdzi, nie wypiera się, że jest żonaty. To jednak nie zmienia faktu, że niemówienie o czymś tak ważnym to też dla mnie forma kłamstwa. Niedawno sam przyznał, że nie czuje wyrzutów sumienia i nie pozwoli się zamknąć w kulturowych ramach. Uznał, że najważniejsze jest dla niego przeżywanie, a to czy kogoś tym zrani, już go nie obchodzi.

Co jest ze mną nie tak, że dalej chcę go zobaczyć, choć to drań i egoista? Może to kompleks zbawcy, albo podświadoma chęć oddania mu się, bo to pierwszy od wielu lat facet, który wzbudził we mnie takie odczucia, a z racji, że jestem jeszcze cnotliwa, dochodzi też pewien rodzaj chęci zaspokojenia ciała. Ale co z zaspokojeniem potrzeb serca? Powiedziałam mu, czemu tak trzymam gardę, gdy tylko zauważyłam, że zaczyna przekraczać granicę. Powiedziałam, że trzymam dziewictwo dla kogoś, kogo naprawdę pokocham i kto będzie kochał mnie. Że nie interesują mnie półśrodki i bycie jedną z wielu. Nawet to go nie powstrzymywało, dalej mnie „zachęcał” i deprecjonować moje poglądy, jako ograniczenia i zamknięcie, egoizm i wyidealizowanie, że sama nie wiem jeszcze, czego chcę i że muszę próbować, by się dowiedzieć przy okazji depcząc po moim wielkim marzeniu, jakim jest znalezienie miłości. Nie chcę mieć dzieci, ani chyba nawet nie wychodzić za mąż. Ale miłość to co innego. Choć zranił mnie swoją postawą, nadal coś do niego czuję i chcę mieć go w swoim życiu. Obiektywnie rzecz biorąc powinnam urwać z nim kontakt i znaleźć kogoś lepszego, ale to trudne… Będę wdzięczna za wszelką pomoc.

Sonia

 

Droga Pani Soniu,

na wstępie chciałam podziękować za Pani maila i zaufanie nam okazane. Odkrycie przed kimś serca zazwyczaj wymaga przełamania obaw i wątpliwości, z czym być może i Pani potrzebowała się zmierzyć. Ponieważ po treści maila nie można poznać w pełni drugiej osoby, proszę też nie traktować mojego maila za wyrocznię czy prawdę o Pani, ale jako propozycję na wyjaśnienie trudności. Proszę sprawdzić, czy to co zauważam z Pani maila jakoś odnosi się do Pani, wziąć to z czym Pani czuje zgodę i mieć w tym całkowitą wolność.

Trudności w relacji, o której Pani pisze, prawdopodobnie związane są w dużej mierze z tym jak Pani sama widzi siebie we własnych oczach – godną/ nie godną szacunku, lub też- zasługującą/ nie zasługującą na odpowiednie traktowanie.  Najczęściej jest tak, że kontaktujemy się [pozostajemy w relacji] z osobami, które nas nie traktują z szacunkiem czy też przekraczają jakoś nasze granice, z powodu naszej przeszłości i nieprawidłowego obrazu nas samych w naszym sercu, myślach, wyobrażeniach. Osoby które doświadczyły krzywdzącego traktowania ze strony osób bliskich [rodziców, opiekunów czy później też- partnerów/ małżonków] najczęściej mają trudność w rozeznaniu jak to jest być “dobrze” traktowanym, jak to jest mówić “nie” i na ile mogę pozwolić drugiej osobie.

Stawiania granic [też w postaci nie utrzymywania relacji kiedy źle na nas wpływają- tj. są jakoś toksyczne/ uzależniające] uczymy się w procesie wychowania, patrząc jak rodzice traktują siebie nawzajem, nas jako dzieci i innych ludzi. Jak sami stawiają granice i je szanują u drugiego. Często zaburzone schematy stawiania granic przenosi się do życia dorosłego i na tej samej zasadzie [nieświadomie] wchodzi się w relacje. Jest to znajome i w związku z tym wydaje się “bezpieczne”. Bycia w relacji też się uczymy – jeżeli w domu są przekraczane granice, komunikaty są sprzeczne [np., co innego jest mówione a co innego pokazywane], może nie jasne, nie wprost, potem takich relacji często się doświadcza. I choć paradoksalnie budzą one niepokój, chaos i wątpliwości- w nich jest nam “dobrze”. Stąd doświadczamy w nich jednocześnie pociągającej chęci bycia w nich i ciągłej walki czy zmęczenia niejasnościami i pytaniami “jak powinno być”.

Te dwie sprzeczności w nas – pragnienia by być z danym człowiekiem i jednoczesnej krzywdy z jego strony, są wynikiem zranienia w naszym wnętrzu – zranienia dziecka. Dziecko pragnie miłości – czystej, bezwarunkowej, pełnej przyjęcia, akceptacji, zrozumienia, wiary w nie i bycia z nim, cierpliwości, czułości, wsparcia. I wielu innych. Im mniejsze dziecko – tym więcej potrzeby miłości. Te objawy miłości są swoistym pokarmem, które otrzymuje by wzrastać i nabierać siły- do bycia w świecie, z drugim [by też stawiać granice i umieć obronić tego czego chce] i z samym sobą, do sięgania po życie, radzenia sobie. Kiedy doświadcza dużej ilości braku w tych różnych sferach miłości, narasta w nim głód, który pragnie zaspokoić gdzie indziej. To głód miłości. Często w życiu dalszym odtwarzamy pewne wzorce relacji  [np z kimś kto nas odrzuca] by odwrócić to czego nie otrzymaliśmy kiedyś i odzyskać utracone. Wchodzimy w relacje z osobami, które potencjalnie nie są dla nas odpowiednie, nie stanowią perspektywy na udaną relację [bo są zajęte, nie szanują nas, mają inne ważne wartości życiowe, naruszają nasze granice- tak jak to robili np nasi rodzice- tata czy mama] a jednak pociągają perspektywą “odzyskania utraconego”- utraconej miłości rodzica.

Bycie w takich relacjach bez odkrycia powodu, dla którego w nich jesteśmy, sprawia że dochodzimy do ściany nie wiedząc “co dalej?” i może to nam sprawiać duże cierpienie i poczucie samotności. Powody takie są często dla nas zakryte [nieświadome] i potrzeba nam wtedy wsparcia drugiego- tak jak Pani napisała do nas, bądź terapii do której też Panią zachęcam, jeżeli poczuje się Pani gotowa na to czy uzna, że może być ona przydatna w Pani życiu.

Proszę też pamiętać, że nasze zranienia, zranione reakcje, wchodzenie w relacje, nie są czymś co nas obwinia, oskarża czy obciąża do końca życia. Jeżeli czegoś się nauczyliśmy- możemy nauczyć się i czegoś nowego. Nasze potrzeby, pragnienia, wrażliwość i tęsknoty są czymś naturalnym i dobrym. Potrzebują jedynie nadania kierunku i odpowiedniej opieki, przytulenia by nabrać siły, zdrowo się “odżywiać” i uwierzyć że mogą być.

Mam nadzieję że udało mi się odpowiedzieć na Pani potrzeby choć trochę i nadać kierunek. Czytałam Pani maila z troską i zaciekawieniem Pani osobą.

W razie potrzeby służę pomocą i zachęcam do terapii.

Pozdrawiam ciepło,
Magda Godowska – psycholog, pedagog

 

Podobne wpisy