|||

Druga strona medalu

Beata była atrakcyjną, 37-letnią  kobietą. Kiedy pojawiła się w agencji reklamowej jako nowa szefowa marketingu, szybko zyskała sympatię kolegów, a także uznanie szefa. Koleżanki przyznały zgodnie, że Beata to prawdziwa szczęściara, którą los szczodrze obdarował na każdym polu: mąż – dyrektor finansowy w dużej firmie, 5-letnia córeczka, atrakcyjne mieszkanie… Żadna z nich nie chciałaby nawet przez chwilę znaleźć się w skórze Beaty cztery  lata później.

Szef Beaty, prezes agencji, był bardzo wymagającym człowiekiem, nastawionym na sukces za wszelką cenę. Choć praca z nim dla wielu osób była swoistym wyróżnieniem i oznaczała prestiż, jego podwładni nie wytrzymywali długo presji, przez co firma słynęła z dużej rotacji kadry menedżerskiej. Anie przez chwilę nie zniechęcało to Beaty. Wręcz przeciwnie –  nową pracę traktowała jako okazję do potwierdzenia swojej pozycji zawodowej i wykazania w środowisku, że potrafi poradzić sobie z takim wyzwaniem.

Uskrzydlenie

Pierwsze sukcesy kilku kolejnych kampanii prowadzonych przez Beatę były tego potwierdzeniem. Szybko zyskała w firmie pozycję „agentki do spraw niemożliwych”, a jej podwładni pogodzili się z faktem, że albo przy każdym zadaniu dadzą z siebie wszystko, albo powinni szukać innej pracy. Szanowali jednak szefową, bo nie zrzucała na innych pracy i sama brała na siebie najwięcej, zawsze aktywnie uczestniczyła w naradach, spotkaniach, osobiście dopinała programy konferencji, nie pozwalając sobie na najmniejsze nawet zaniedbanie. W sytuacjach kryzysowych, gdy trzeba było spędzić w pracy kolejny weekend, w jakiś magiczny sposób potrafiła zmotywować kolegów tak, że bez szemrania przychodzili do firmy i wieczorem kończyli wspólnie dzień pizzą w towarzystwie szefowej zamiast rodzinnej kolacji w domu. Swoistą tradycją w firmie zaczęły stawać się czwartkowe narady działu marketingu, odbywające się po godzinach, „na luzie”, przy lampce wina, od czasu do czasu uświetniane obecnością samego prezesa. Nie wszyscy z zespołu oczywiście mieli ochotę kultywować tę tradycję, ale nikt otwarcie nie potrafił sprzeciwić się szefowej… Słowo uznania, jakie od czasu do czasu padało z ust prezesa dodawało jej skrzydeł i zastępowało inne formy premiowania pracy. Kiedy koledzy z zespołu dopytywali o finansowe gratyfikacje, z przekonaniem tłumaczyła w imieniu prezesa, że to jeszcze nie ten czas, trzeba budować markę firmy, inwestować w nią swój czas – identyfikować się z nią, a na odcinanie kuponów przyjdzie czas później.
Nie wszystkim chciało się czekać.

Spragnieni normalności - pobierz teraz
Spragnieni normalności – pobierz teraz

Część  pracowników odeszła do innych firm. Co gorsza – byli to ci najbardziej kreatywni. Na pożegnanie nie ukrywali, że będzie im brakować atmosfery i poczucia wsparcia ze strony szefowej, ale czują się przepracowani i nie dają już rady utrzymać tempa jakie panowało w tej firmie.

Wypalenie

Beata tez z czasem zaczęła tracić impet, coraz częściej jej zespołowi przytrafiały się jej wpadki, za które czuła się odpowiedzialna osobiście. Obwiniała siebie za spadek wydajności pracy, za napiętą atmosferę w kontaktach z szefem, który nie szczędził krytycznych uwag. Przy najbliższych koleżankach zdarzało się jej wyznać, że czuje się beznadziejna, wypalona, do niczego. Robiły oczy okrągłe ze zdumienia, bo oceniając sytuację z boku wiedziały, że Beata jest ostatnią osoba, która zasługuje na taką opinię. Wiele można było zarzucić metodom zarządzania firmą i oczekiwaniom prezesa, który nieustannie podnosił poprzeczkę.

Beata nie ośmieliła się nigdy otwarcie sprzeciwić szefowi, nawet, gdy czuła się pokrzywdzona i niedoceniana.  Co gorsza, z czasem odczuwać zaczęła jakiś dystans ze strony dawnych przyjaciółek z firmy. Coraz częściej zauważała, że unikają wychodzenia w jej towarzystwie na lunch, który wcześniej był okazją, by chwilę porozmawiać o czymś poza pracą. Nie zdawała sobie sprawy, że dla niej od dłuższego czasu nie istnieją inne sprawy niż promowanie kampanii i nowych projektów, nad którymi właśnie pracuje. Prosiła koleżanki o opinie, pomysły, także w czasie lunchu. Dziewczyny jednak wolały wtedy poplotkować na inne tematy, toteż coraz częściej unikały Beaty wiedząc, że ta nie odpuści im kolejnej porcji „identyfikowania się z firmą”. Część z nich, niezadowolona z aktualnej sytuacji finansowej rozglądała się za nowa pracą, ale w obecności Beaty nie sposób było o tym rozmawiać. Współczuły jej, widząc, jak miota się bezsilna i coraz bardziej samotna. Co gorsza, sam szef nie ukrywał rozczarowania jej ostatnimi dokonaniami i potrafił podczas ogólnych odpraw rzucić pod jej adresem jakąś kąśliwą uwagę.

Oświecenie

Pewnego razu jedna z koleżanek zaproponowała spotkanie z ludźmi, którzy wcześniej odeszli z firmy. Tak jakoś spontanicznie wyszło, że impreza przerodziła się w sesje terapeutyczną, na której każda z obecnych osób wyrzuciła z siebie to, co w przeszłości najbardziej bolało ją w pracy. Kiedy przyszła jej kolej, Beata sama była zdumiona tym, co zaczęła mówić o swoich doświadczeniach.  Po raz pierwszy od miesięcy poczuła ulgę, jakby zrzuciła jakiś ciężar. Wreszcie nie była z tym sama.

Kilka osób zdecydowało się kontynuować te spotkania. Poszerzył się zakres tematów do przegadania. Uczestniczki tych spotkań poznały prawdę o Beacie, o wiele trudniejszą, niż to, co same dostrzegały w pracy.

Drugą część dramatu Beata przeżywała po wyjściu z pracy – gdzie modelowy mąż, coraz częściej, systematycznie, upijał się drogimi trunkami w domowym zaciszu pijąc „do laptopa”.  Jarek od dawna nie radził sobie z presją w swojej firmie, wyścigiem szczurów którym brał udział chyba od dziecka… Jego wspaniale zapowiadająca się kariera załamała się, gdy słabość do alkoholu wyszła na jaw w pracy. Po cichu zaczęto odsuwać go od kluczowych zadań. W końcu  zwolniono – przy okazji restrukturyzacji firmy. Odszedł z twarzą i odprawą. Ale pieniądze szybko topniały.

Beata picie męża z początku ignorowała, znając jego sytuację w pracy.  Tak naprawdę cieszyła się, że mąż nie włóczy się z kolegami po pracy, a stres odreagowuje w domowym zaciszu. Wierzyła, że to minie, trzeba przeczekać i nie pogłębiać jego frustracji marudzeniem. Wierzyła, że wyrozumiałością i miłością jest w stanie przetrwać jego kryzys. Kiedy stracił pracę, z jeszcze większą determinacją podejmowała kolejne zadania w swojej firmie, żeby utrzymać dotychczasowy standard życia rodziny. I żeby nikogo nie zawieść.

Osaczenie

Oboje mieszkali w Warszawie, niedaleko rodziców Jarka, którzy dbali o to, by syn i synowa kultywowali tradycje rodowe warszawskiej inteligencji. Bardzo wymagający, surowi wobec syna pozostali takimi wobec jego rodziny. Regularne spotkania podczas niedzielnych obiadów, wyjazdy na święta do posiadłości w górach miały scalać i umacniać więzi rodzinne. W istocie były kajdanami krępującymi zarówno Jarka, jak i Beatę coraz mocniej, coraz dotkliwiej. Mała Natalia również nie czuła się dobrze w takich sytuacjach. Zapowiadająca się jako wszechstronnie uzdolnione dziecko wspaniałych rodziców, dziewczynka nie potrafiła sobie radzić w szkole, z trudem nawiązywała relacje z rówieśnikami, zdarzało się jej wybuchać płaczem w obecności nauczycieli.

Beatę zewsząd osaczały porażki, sytuacje, które przerastały ją każdego dnia coraz bardziej, spędzały sen z powiek, nie pozwalały na niczym skupić się do końca, a tak bardzo zależało jej na perfekcyjnym wykonywaniu wszystkich obowiązków… Gdzie popełniła błąd?

Dlaczego jestem taka beznadziejna we wszystkim? – powtarzała coraz częściej… Nie starczało jej już nawet czasu, aby odwiedzać swoich rodziców w Sieradzu. Matka nauczycielka, ojciec urzędnik skarbowy. Tęskniła za mamą, za jej wyrozumiałym, cierpliwym wsparciem, jakiego zawsze doświadczała – jako mała dziewczynka, kiedy tata wracał pijany do domu. Obie z matką przez lata znosiły nałóg ojca. To był wstydliwy problem ukrywany przed światem. Dziewczynka obiecała sobie, że kiedy dorośnie, w jej domu nigdy nie będzie wódki. Będzie kochający, dbający o bezpieczeństwo rodziny mąż i szczęśliwe dzieci.

Co zrobiła źle. Gdzie popełniła błąd?

Sztafeta rodzinna

Historia rodziny Beaty jest jednym z przykładów setek rodzin, w których występuje problem uzależnienia i współuzależnienia. Być może z początku niezauważony i mało dokuczliwy, narasta latami a może mieć wiele postaci – niekoniecznie wiąże się z nadużywaniem alkoholu przez kogoś z domowników, to może być problem z wiernością któregoś z małżonków, hazardem, problemy z objadaniem się, wydawaniem pieniędzy na niepotrzebne rzeczy, uzależnienie od treningów i wiele innych obsesji, które ukrywane przed ludźmi pod przykrywką codziennych rytuałów zatruwają niczym trucizna życie wszystkim członkom rodziny. Toksyczne sytuacje, w których znaleźli się Ci ludzie nie są do końca i ich winy choć wynikają z  błędów jakie popełniają systematycznie, nie znając pewnych mechanizmów zaszczepionych im jeszcze w dzieciństwie w ich toksycznych domach. Taka chora sztafeta toksycznych relacji przekazywana bywa z pokolenia na pokolenie.

Dobrą wiadomością dla wszystkich, którzy czują się uwikłani w takie układy jest to, że można z tego się wyzwolić i uzdrowić swoje życie. Gorsza wiadomość to ta, że trzeba nad tym ciężko pracować i pogodzić się z ofiarami, jakie przyjdzie ponieść.

Kiedy dorastamy, mamy tendencję do odtwarzania emocjonalnego klimatu domu naszego dzieciństwa. Beata wychowywała się w domu, gdzie istniał problem alkoholizmu jej ojca. Matka, tolerując problem męża i ukrywając go przed światem próbowała ocalić dobre imię rodziny, popadając tym samym we współuzależnienie. Latami uczyła swoją córkę funkcjonowania w chorej rodzinie, trenując ja do ukrywania problemu ojca, tłumienia negatywnych emocji, brania na siebie odpowiedzialności za dobro rodziny. Dziewczynka nie znajdując oparcia w rodzinnym domu nie nauczyła się pewności siebie i umiejętności właściwej oceny sytuacji. Również stała się osobą uzależnioną do swojej chorej rodziny.

Przeniosła to w dorosłym życiu na relacje zawodowe z szefem. To on stał się przedmiotem jej uzależnienia.

Karani i nagradzani

Człowiek jest uzależniony od innej osoby, jeżeli to od niej zależy ocena własna uzależnionego. Kiedy człowiek chce akceptacji od drugiej ważnej dlań osoby, a nie ma szansy tego uzyskać. I nie ma tu znaczenia czy to jest dziecko pragnące uznania ze strony pijącego rodzica, żona nieobliczalnego męża czy podwładny „silnego” szefa.

Problem zaczyna się w momencie, gdy ważna dla nas osoba feruje wyroki, rzuca oceny nieobliczalnie. Za to samo raz można być nagradzanym, podnoszonym na duchu a innym razem zgniecionym słowem, skarconym wzrokiem czy ukaranym fizycznie.  Wszystko to pojawiło się w życiu Beaty, która w stosunku do swego szefa zachowywała się jak osoba  uzależniona od jego akceptacji i zasad postępowania. Stąd jej niska samoocena i ciągłe potrzeba potwierdzania i weryfikowania swojej wartości, choć była dobrym fachowcem w swoim zawodzie.

Z czasem w jej domu pojawił się problem męża. Nie mogąc sobie z tym poradzić, Beata podobnie jak kiedyś jej matka, postanowiła wziąć na siebie cały ciężar odpowiedzialności za rodzinę. Starała się wspierać męża licząc na to, że zapewniając mu bezpieczny azyl w chorobie alkoholowej pomoże mu wyjść z nałogu.. I tym samym stała się współuzależniona od jego problemu.

O Beacie możemy więc powiedzieć, że zderzyła się z podwójnym problemem. Uzależniona jest od pracy, szefa, wyników, które mają potwierdzić jej wartość we własnych oczach.

Współuzależnienie czyli drugi problem zrodził się w domu, w trakcie rozwijania się nałogu męża, gdy sama próbowała zmierzyć się z jego alkoholizmem.

Gdyby spróbować przyjrzeć się przez chwilę Jarkowi, mężowi Beaty, i przeanalizować jego sytuację rodzinną, nietrudno dostrzec przyczynę jego problemu – od dziecka strofowany i tresowany przez wymagających rodziców, on również nie nauczył się właściwej samooceny. Wciąż zmuszany do spełniania czyichś oczekiwań, podnoszonej poprzeczki, nie wytrzymał w pewnym momencie presji, nadmiaru oczekiwań i znalazł odreagowanie w uzależnieniu od alkoholu… Błędne koło się zamknęło. … W życiu Beaty i Jarka noszone przez nich urazy, samokrytycyzm, poczucie winy i lęk zapoczątkowały wszystkie późniejsze problemy.

Kolejną ofiarą tej sztafety rodzinnej może stać się córka Beaty i Jarka – Natalia. Ale nie musi do tego dojść. Ta rodzina ma za sobą trudną przeszłość. Nie da się jej zmienić. Mogą natomiast wpłynąć na to jaka będzie ich przyszłość.

Rodzinę Beaty czeka proces „budzenia siebie do niezależności”. Oboje małżonkowie potrzebują fachowego wsparcia. Rozmów z osobami, których darzą zaufaniem, profesjonalnych porad psychologa, właściwej literatury. Muszą poznać swoje mechanizmy obronne, wziąć życie w soje ręce, wyzwolić się z sieci, w których  nieświadomie utknęli. To proces, który trzeba przejść. Obecnie istnieje coraz więcej profesjonalnych ośrodków, gdzie można skorzystać z terapii, znaleźć grupę wsparcia, skorzystać z warsztatów lub innych zajęć grupowych, na których wspólnie można rozwiązywać podobne wyzwania.

Ci ludzie nie pozostaną samotni ze swoim problemem.

Na portalu kochamzabardzo.pl chcemy poznawać takie historie, rozmawiać i krok po kroku szukać dróg wyjścia.

autorka: Zoja Żak – dziennikarka

Podobne wpisy